Wędrówki górskie, rowerowe wyprawy, backcountry, podróże.

Wyszowatka, Długie, Radocyna, Sedlo Zajači Vrch.

Południowe rejony centralnej części Beskidu Niskiego, które po II wojnie światowej i wysiedleniu stąd rdzennych mieszkańców stały się na długie lata prawie bezludnymi rubieżami są tematem tego artykułu.

Od dawna urzekały one i wciąż urzekają przybywających tu wędrowców i turystów swoim pięknym położeniem i dziką przyrodą. Dzięki temu kilkadziesiąt, a nawet jeszcze kilkanaście lat temu, można było tu znaleźć ciszę i zaznać spokoju. W ostatnich latach jednak niektóre miejsca stały się „kultowymi” – jak np. te, leżące w dolinie górnej Wisłoki: Radocyna, Czarne, Długie czy Nieznajowa i bywają one obecnie – głównie podczas wakacyjnych weekendów – wręcz oblegane przez przyjezdnych.

Sam w przeciągu kilkudziesięciu lat bywałem tu wiele razy i to w różnych porach roku bo bardzo podobają mi się te tereny i mam do nich ogromny sentyment.

Dlatego też postanowiłem przedstawić relację z wędrówki, którą wraz z koleżanką odbyliśmy w tym rejonie. Rozpoczęliśmy ją w Wyszowatce skąd przez Przełęcz Długie przeszliśmy się przez tereny nieistniejącej wioski łemkowskiej Długie aż do doliny Wisłoki. Po przejściu Wisłoki dalsza trasa przebiegała przez górną część nieistniejącej wioski – Czarne oraz także przez wzgórza leżące powyżej niej. Następnie przez tereny kolejnej, również nieistniejącej wioski łemkowskiej – Radocyny, zawiodła nas na Przełęcz pod Dębi Wierchem. Z przełęczy tej zwanej też Sedlo Zajači Vrch, bo znajduje się na granicy polsko – słowackiej, przez Radocynę i jeziorka osuwiskowe a na koniec przez rozległe łąki nad Wyszowatką wróciliśmy do miejsca wyjścia.

Okolice Przełęczy pod Zajęczym Wierchem.

Podobnie, jak to najczęściej robię, moją wycieczkę odbywam w formie pętli – bo tak mi najpraktyczniej ze względów komunikacyjnych.

Wyszowatka (łemk. Вышова́тка).

Czasem na takie jednodniowe wędrówki wybieram się sam, zwłaszcza w środku tygodnia kiedy inni pracują. Tym razem koleżanka, która często towarzyszy mi podczas wędrówek miała czas więc wybrała się razem ze mną. Przyjechaliśmy do Wyszowatki zostawiając samochód we wschodnim krańcu tej niewielkiej wsi, na pustym placu obok drogi.  Tu, na wschodnim skraju wsi stoi zadbana kapliczka domkowa z apsydą, kryta gontem, którą wybudował w 1924 niejaki Dańko Bajsa. Kiedyś była w dość opłakanym stanie, ale obecnie, po remoncie prezentuje się ładnie.

W sąsiedztwie kapliczki leżą na trawie połamane części przewróconego i rozbitego, kamiennego krzyża, który jeszcze jakiś czas temu, chociaż niekompletny ale jednak stał. Miejmy nadzieję, że któregoś dnia i on doczeka się remontu.

Niewiele informacji z historii wsi zachowało się do dzisiaj. Wiadomo, że pierwsza wzmianka o niej pochodzi z 1595 roku a więc jest jedną z później założonych wsi na Łemkowszczyźnie. Wiadomo też, że do końca lat 20-tych XVII wieku właścicielami wsi byli Stadniccy. Później, około połowy XVII wieku Aleksander Chlewicki sprzedał Wyszowatkę wraz z kilkoma innymi wioskami kapitule krakowskiej. Aż do lat 30-tych XX wieku greckokatoliccy mieszkańcy wsi, których w 1900 roku było 320 chodzili do cerkwi w sąsiednim Grabiu. Dopiero po schizmie tylawskiej, kiedy to zdecydowana większość mieszkańców przeszła na prawosławie w 1931 roku zaczęto budować cerkiew prawosławną. Jej budowę ukończono w 1932 roku. Warto dodać, że dopiero w roku 1938 powstała tu szkoła.

Kośne łąki nad Wyszowatką.

Po II wojnie światowej zdecydowana większość mieszkańców w wyniku agitacji „dobrowolnie” wyjechała do byłego ZSRR (tereny dzisiejszej Ukrainy). Pozostałych Łemków wysiedlono na „ziemie odzyskane” w ramach akcji „Wisła” w 1947 roku.

Popegeerowska Wyszowatka.

Po wojnie na opustoszałych terenach byłej wsi utworzono PGR a później było tu nawet więzienie. Po upadku PGR-u budynki przejęło przedsiębiorstwo „Igloopol” z Dębicy, które też po kilku latach „działalności” upadło. Betonowe koszmary budowlane opuszczone przez kiepsko gospodarujące przedsiębiorstwa socjalistyczne wiele lat szpeciły piękną okolicę. Szpecą ją zresztą i teraz ale przynajmniej są wykorzystywane gospodarczo bo w końcu znalazł się ktoś, kto do dzisiaj prowadzi tu prywatne gospodarstwo rolne.

Manekin przy ścianie jednego z budynków dawnego PGR – chyba dla odwrócenia uwagi od szpetoty budynku...
Manekin przy ścianie obory w Wyszowatce.

Ludziom, którzy po upadku Igloopolu tu zostali żyło się beznadziejnie. Po kilkuletnim maraźmie widać, że wieś powoli wraca do normalnego życia a na okolicznych, górskich łąkach wypasane są liczne stada krów.

Prawosławna cerkiew, zbudowana na początku lat 30-tych XX wieku nie przetrwała do naszych czasów. Została rozebrana w latach 1953-54 przez pracowników ówczesnego PGR-u. Trudno dziś ustalić dokładne miejsce, w którym się znajdowała bo teren ten został zrównany z ziemią po czym utworzono na nim plac manewrowy. Wg starych map miała stać po prawej stronie drogi z Grabiu w kierunku przełęczy Długie, tuż obok zakrętu.

Około 200 metrów na północ od miejsca, w którym cerkiew stała w latach 30-tych XX wieku powstał cmentarz prawosławny wsi Wyszowatka.

Idąc przez wieś mijamy kilka starych , ponad stuletnich krzyży przydrożnych.

Niektóre z nich są ładnie odnowione a inne bardziej lub mniej poniszczone.

Kolejny raz nachodzi mnie tako oto refleksja, że we wszystkich miejscach, gdzie po wojnie powstawały i działały PGR-y większość zachowanych pamiątek po rdzennych mieszkańcach była sukcesywnie i z premedytacją niszczona.

Wyszowatka.

Przełęcz Długie.

Malowniczo wznoszącą się drogą z Wyszowatki podchodzimy na Przełęcz Długie.

To rozległa i łagodna przełęcz osiągająca wysokość bezwzględną ok. 550 metrów. Stanowi ona najniższe obniżenie w długim ramieniu ciągnącym się od Dębi Wierchu (664 m n.p.m.) poprzez bezimienny wierzchołek (642 m n.p.m.) na południu aż do szczytu Dąb (676 m n.p.m.) na północy. Oddziela ona też od siebie wieś Wyszowatkę od terenów po nieistniejącej wiosce łemkowskiej Długie. Droga z Grabiu przez Wyszowatkę aż do górnej części dawnej wsi Czarne charakteryzuje się ładnymi widokami. Jest chętnie wybierana na przejażdżki rowerowe bo poprowadzony jest tu szlak rowerowy jak i na dłuższe spacery. Zimą Przełęcz Długie z Radocyną (przez rejon jeziorek osuwiskowych) łączy odcinek szlaku narciarskiego „Śnieżne Trasy Przez Lasy”, z którego kilka razy z zimie już korzystałem.

Na przełęczy Długie stoi wysoki, kamienny krzyż znaczący granicę między wioskami. W czasie kiedy tam byłem trudno go było wypatrzeć z daleka bo mocno zarosły go krzaki. Jest też oznaczony punkt węzłowy szlaku narciarskiego. Od niedawna stoi też drewniana wiata ze stojakami na rowery.

 Długie  (łemk. Долге.)

Zaraz za przełęczą zaczynają się tereny po nieistniejącej wiosce łemkowskiej Długie (Долге.) O tym, że mieszkali tu kiedyś ludzie świadczą jedynie poniszczone kapliczki i przydrożne krzyże oraz stary, wiejski cmentarz w dolnej części wsi. Gdzieś wśród ciągnących się łąk wprawne oko zauważy rosnące jeszcze gdzieniegdzie, zdziczałe już drzewa owocowe. Poza tym nic innego się tutaj nie zachowało.

Długie istniały już w XVI wieku o czym świadczy pierwsza pisana wzmianka z 1541 roku. Później ówcześni właściciele wsi – Wojszykowie sprzedali dobra Stadnickim. W XVIII wieku Długie należały do rodziny Siemieńskich- Lewickich.

Widok z Przełęczy Długie na zachód.

Pierwsza wojna światowa okazała się bardzo tragiczna dla mieszkańców wsi. Austriacy wcielali do swojej armii młodych mężczyzn. Już w 1914 roku aresztowali 14 osób, które później zostały wywiezione do obozu koncentracyjnego w Thalerhofie. W maju 1915 roku część ludności opuściła wieś uciekając wraz z rosyjskimi żołnierzami na wschód obawiając się austriackich represji. Po wojnie ludzie ci powrócili w swoje ojczyste strony.

W wyniku działalności Maksyma Sandowycza (ogłoszonego po tragicznej śmierci świętym kościoła prawosławnego), w 1928 roku mieszkańcy wsi przeszli na prawosławie, wracając tym samym do wiary swoich dawnych przodków. Wg informacji znajdującej się na tablicy symbolicznych „Drzwi do Zaginionego Świata”, w 1936 roku we wsi naliczono 150 osób wyznania prawosławnego. Mieszkała też 1 rodzina cygańska.

Długie.
Długie – Czasy powojenne i Dymitro Sabatowicz.

Po II wojnie światowej zdecydowana większość mieszkańców wyjechała do Związku Sowieckiego (w okolice Donbasu). Stało się tak w wyniku agitacji ówczesnych władz i „dobrowolnego przymusu” (jak o tym mówi Dymitro Sabatowicz). Zabrali oni ze sobą część swojego dobytku i wyposażenie cerkwi – niestety większość z tych rzeczy została im zabrana po przekroczeniu granicy. We wsi pozostało jedynie 6 rodzin, w tym rodzina Sabatowiczów.  W 1946 roku trzem wysiedlonym rodzinom udało się wrócić z terenu Ukrainy i zamieszkać w sąsiedniej Radocynie. Ci mieszkańcy, którzy „dobrowolnie” nie wyjechali na wschód nie cieszyli się z tego zbyt długo – przesiedlono ich dwa lata później na tereny Warmii w okolice Olsztyna i Braniewa.

Pan Dymitro Sabatowicz to mógłby być osobny temat na oddzielny wpis. Po latach wrócił on z wysiedlenia, zakupił dom w Siarach koło Gorlic a w swojej rodzinnej wsi zadbał o cmentarz i nagrobki swoich przodków. Jest też „autorem” naprawy zdewastowanego krzyża ufundowanego przez jego dziadków (Jozifa i Annę) w 1888 roku, stojącego w górnej części wsi Długie na ziemi Sabatowiczów. To bardzo charakterystyczny krzyż wyróżniający się dodatkową parą samych tylko rąk.

Stało się tak dlatego, że nie udało się odnaleźć oryginalnej figurki Chrystusa. Na portalu Vimeo można obejrzeć interesujący filmik dokumentalny zatytułowany „Sabatowicz z Długiego”, z którego można się dowiedzieć wiele o historii wsi, ciężkiej doli i traumatycznych przeżyciach wysiedleńców.

Niespieszny spacer przez tereny dawnej wsi.

Nasze zejście z przełęczy drogą przez dawną wieś jest przyjemne i bardzo niespieszne ponieważ ładne mamy stąd widoki na okolicę. Ciągle też zatrzymujemy się aby zrobić zdjęcia.

Zachowało się tu dość dużo przydrożnych krzyży i poniszczonych, niekompletnych kapliczek. Warto je więc dokumentować na zdjęciach. W jednej z kamiennych kapliczek, w pustej wnęce artystka z Jasła – pani Marta Jamróg prowadząca „Jasielską Pracownię Ikon” umieściła jedną ze swoich prac. Tematem jej jest przesłanie do myśliwych i kłusowników, których wzywa do zaprzestania zabijania zwierząt dla własnej przyjemności i próżności oraz dbania o przyrodę i środowisko.

Watro tu wspomnieć, że inna jej praca znajduje się w Myscowej na wysokiej skarpie powyżej Wisłoki – ta z kolei praca to ikona mająca w zamierzeniu chronić Myscową przed zalaniem jej wodami planowanego zalewu.

Droga wije się niezbyt ostrymi zakrętami co tylko przydaje jej uroku.

Droga przez nieistniejącą wieś łemkowską – Długie.

Po drugiej stronie drogi w dolinie bobry pobudowały tamy spiętrzając spływające do Wisłoki wody potoku.

Na skarpie, po prawej stronie drogi mijamy kolejne krzyże przydrożne i kapliczki.

Większość tych kapliczek w latach 70-tych, gdy pracowali tu więźniowie z Wyszowatki zastała poważnie zniszczona.

Jedna z najstarszych pochodzi z 1869 roku. Obok niej leży mnóstwo pni pościnanych drzew ściągniętych z sąsiednich lasów.

Droga przez Długie w środkowej części nieistniejącej wsi i wyremontowana kapliczka z datą na cokole 1869 r.
Odnowiona kapliczka wnękowa z 1907 roku na wysokiej skarpie.

Drzwi do Zaginionego Świata.

W odległości ponad kilometra od przełęczy, na skarpie ponad drogą stoi kapliczka wnękowa z 1907 roku.

To prawdopodobnie obok niej znajdowała się prawosławna cerkiew. Wyznawcom prawosławia nie można było używać cerkwi greckokatolickiej więc zaistniała konieczność zbudowania nowej. Dokonano tego w 1931 roku a cerkiew nazywano czasownią bo była to skromna i tymczasowa budowla. Podobnie czyniono w tamtych czasach w innych łemkowskich wioskach, w których część mieszkańców przechodziła na prawosławie. Cerkiew ta przetrwała II wojnę światową i wysiedlenia. Nie przetrwała jednak „działalności” pracowników PGR-u z pobliskiej Jasionki, którzy w roku 1953 po prostu ją rozebrali.

Po lewej stronie drogi, w dolinie potoku zwanym dawniej Dłużanka nieźle mają się bobrowe rodziny, których tutaj nie brakuje. Nieco dalej, na stokach okolicznych gór wypasają się owce. To stada przyprowadzone tutaj wiosną z Podhala. Wypasane są tu na terenach byłej wsi Długie oraz na rozległych pastwiskach ponad dawną łemkowską wsią Czarne.

Wypas owiec.

Za zakrętem drogi dochodzimy do miejsca ze specyficzną pamiątką. Są to robiące niesamowite wrażenie, symboliczne „Drzwi do Zaginionego Świata”.

To projekt artystki i animatorki kultury z Gorlic, pani Natalii Hładyk. Podobne drzwi umieszczone zostały jeszcze w czterech nieistniejących łemkowskich wioskach. Oprócz Długiego znajduję się one w Radocynie, Czarnem, Nieznajowej i Lipnej. Symbolizują przejście do innego, nieistniejącego już dziś, a tętniącego dawniej życiem, świata.

Po chwili zadumy opuszczamy to miejsce i schodząc dalej dochodzimy do zakrętu, przy którym mijamy kolejną kapliczkę z metalowymi drzwiczkami. Widnieje na niej data 1904.

Kapliczka z 1904 roku.

Stąd już bardzo blisko do widocznego już z daleka odnowionego cmentarza wojennego.

Cmentarz nr 44 – Długie, projekt Dušana Jurkoviča.
Cmentarz nr 44 – Długie.

Upamiętnia on tragiczne losy I wojny światowej. W latach 1914 – 15 przewalały się przez te i okoliczne ziemie krwawe fronty.

Ten zdewastowany dawniej cmentarz wyremontowano w 1998 r. Wtedy to znacznie okrojono jego pierwotne rozmiary, nie dokonując ekshumacji i nie odnawiając tabliczek nagrobnych Tak wyglądał zimą 2015 r. Cmentarz był już bardzo zaniedbany nie nawiązując do jego pierwotnego założenia projektowego, którego autorem był słowacki architekt Dušan Jurkovič. Dopiero w roku 2018 przystąpiono do konkretnego remontu przywracając mu jego pierwotny wygląd.

Cmentarz nr 44 – Długie.

W 5 mogiłach zbiorowych i 8 grobach pojedynczych pochowano 207 żołnierzy armii rosyjskiej i 37 austro-węgierskiej a więc przedstawicieli wrogich armii. Polegli oni w walkach w kwietniu 1915 roku.

Nieopodal cmentarza stała nieistniejąca już cerkiew greckokatolicka. Jej miejsce wskazuje krzyż z 1869 roku, tuż obok którego ta cerkiew stała. Najprawdopodobniej jest to krzyż z dawnego, przycerkiewnego cmentarza. Jego fundatorem był Kusaił Michaw.

Długie – nieistniejąca cerkiew greckokatolicka i cmentarz łemkowskiej wsi Długie.

Z pisanych źródeł wiadomo, że w 1745 roku zbudowano drewnianą, trójdzielną cerkiew greckokatolicką pw. św. Dymitra w miejscu wcześniejszej, której jednak data powstania nie jest znana. Pełniła ona rolę cerkwi parafialnej aż do roku 1799, po czym Długie podporządkowano parafii w Radocynie. Cerkiew ta przetrwała do roku 1898, kiedy to zastąpiono ją nową, także drewnianą. Ta cerkiew z kolei przetrwała do roku 1956 kiedy to została rozebrana prawdopodobnie przez pracowników PGR-u z Jasionki. Do dziś po tej cerkwi nic w terenie się nie zachowało – nawet fundamenty.

W niedalekiej (ok. 250 m) odległości od miejsca po cerkwi znajduje się cmentarz łemkowskiej wsi Długie. Obecnie jest on zadbany i wiele na nim pięknych krzyży nagrobnych.

Cmentarz łemkowskiej wsi Długie.

Inwentaryzację grobów przeprowadził Diecezjalny Ośrodek Kultury Prawosławnej „Elpis” z Gorlic, który też finansował remont cmentarza. Na jednym z nagrobków p. Dymitro Sabatowicz umieścił tablicę pamiątkową z nazwiskami swoich przodków pochowanych tutaj. Także członków najbliższej rodziny, której przedstawiciele rozrzuceni po świecie, w różnych miejscach są pochowani.

Cmentarz ów znajduje się na skraju zagajnika, niedaleko brodu i prowizorycznej kładki na Wisłoce (bo mostkiem to chyba trudno nazwać).

Bród na Wisłoce.
Kładka spinająca brzegi Wisłoki.

Jeszcze ponad 10 lat temu niedaleko Wisłoki, przy drodze do Wyszowatki stały retorty, w których dawniej wypalano węgiel drzewny.

Górna część nieistniejącej wsi Czarne (łemk. ЧОРНE).

Po przejściu Wisłoki kontynuujemy wędrówkę przez górną część kolejnej nieistniejącej wsi – Czarne. Idziemy więc w kierunku przeciwnym jaki wcześniej sobie złożyłem. Koleżanka widząc owce przekraczające bród na Wisłoce zaproponowała aby podejść do bacówki i pokosztować jakiegoś oscypka. Pomysł wydał się być apetycznym więc poszliśmy.

Czarne – pracownia ceramiki.

Przy okazji zobaczyliśmy kolejne piękne, kapliczki i krzyże przydrożne, zwłaszcza tą słynną domkową, murowaną z kamienia, stojącą przy rozdrożu do Nieznajowej.

Czarne – murowana z kamienia XIX-wieczna kapliczka.

O Czarnem nie będę tutaj się rozpisywał bo zahaczamy tylko o jego górny skrawek. Wspominałem już o niej wcześniej, w relacji z narciarskiej wędrówki więc można się tam wirtualnie przenieść.

Po dojściu do bacówki porozmawialiśmy chwilę z gaździną i kupiliśmy sobie po oscypce z żurawinową konfiturą. Smakowała wyśmienicie. Jedząc wymyśliłem, żeby nie wracać się w stronę Radocyny tą samą drogą tylko podejść na przeciwległe strome wzgórze aż do szlaku narciarskiego i potem zejść w stronę obecnego OSW RADOCYNA (dawnego hotelu Nadleśnictwa Gorlice zwanego „Woryń”). Powyżej rozległych pastwisk, skrajem lasu poprowadzony jest szlak narciarski oraz odcinek znakowanego na zielono szlaku LP im. J. Jaworeckiego.

Dzięki takiemu rozwiązaniu z innej perspektywy spojrzeliśmy na tereny po dawnych, wyludnionych wioskach oraz na wyremontowany cmentarz wojenny. Dawnej cerkwi, obok której ów cmentarz zbudowano, z wiadomych przyczyn nie można już było zobaczyć …

Stoki Debry i Dąb (676 m n.p.m). W środku widoczny cmentarz nr 44.

Natknęliśmy się też na kwitnące dziewięćsiły bezłodygowe. Rosną tu one ze względu na to, że znajduje się tutaj obszar wypasowy.

W czerwcu z kolei można spotkać tu duże ilości storczyka – kukułki szerokolistnej. Ten obszar wypasowy jest charakterystycznym dla Beskidu Niskiego kompleksem zbiorowisk roślinnych: pastwisk, łąk, muraw i młak. Prowadzone wypasy nie są tu intensywne toteż pomagają zachować zbiorowiska typowej dla pastwisk roślinności. Zapobiegają w ten sposób sukcesji sitowia leśnego i rozprzestrzenianiu się głównie krzaczastych odmian wierzby oraz tarniny.

Radocyna (łemk. Радоцина).

Do końca II wojny światowej była to wieś łemkowska pięknie położona w wąskiej dolinie górnej Wisłoki. Wisłoka mająca swoje źródła na zachodnich stokach Dębi Wierchu przedziera się tu między wzniesieniami Beskid i Mały Beskid zamykającymi dolinę od zachodu a opadającymi stokami wysyłanymi od Dębi Wierchu i dwóch bezimiennych, sąsiadujących ze sobą wzniesień o tej samej wysokości (642 m n.p.m.), zamykających dolinę od wschodu. Od południa tą malowniczą dolinkę oddziela od słowackiej Varadki Przełęcz pod Zajęczym Wierchem (566 m n.p.m.) zwana przez Słowaków Sedlo Zajači Vrch.

Droga przez Radocynę.

Radocyna – trochę historii.

Wzmianka dotycząca Radocyny pojawia się w zapiskach z 1603 roku kiedy była w posiadaniu Stadnickich ze Żmigrodu. Kolejny właściciel Radocyny, Aleksander Chlewicki sprzedał ją wraz z sąsiednimi dobrami kapitule krakowskiej. Była wtedy niezbyt dużą wioską o czym świadczą zapiski z poboru podatków z lat 1629-80. W 1784 odkupił ją Franciszek Lubomirski a 10 lat później przeszła we władanie Siemieńskich. W XVIII wieku była już parafią liczącą ok. 400 osób. W 1888 w 87 gospodarstwach żyło około 500 osób wyznania greckokatolickiego, ponadto mieszkała tu też rodzina żydowska prowadząca sklep.

Wcześniejsza, drewniana cerkiew greckokatolicka pw. śś. Kosmy i Damiana uległa poważnemu uszkodzeniu w wyniku powodzi więc w 1898 roku zbudowano nową przenosząc ją jednak nieco dalej od Wisłoki.
Przed wybuchem I wojny światowej mieszkańcy Radocyny wykazywali duże sympatie dla prawosławia, zamierzając powrócić do wiary przodków. Wybuch wojny skutkował wstrzymaniem tych procesów i wywołał wzmożone represje wobec ludności austriackich władz, które obawiały się rusofilskich sympatii. Dokonywano wtedy licznych represji i aresztowań co w konsekwencji doprowadziło do wywiezienia 12 osób do obozu koncentracyjnego w Thalerhofie.

Radocyna – czasy międzywojenne.

Podczas działań wojennych w latach 1914-1915 w okolicach Radocyny długo utrzymywał się front. Trwały tu więc zacięte i krwawe walki, których świadectwem jest cmentarz wojenny nr 43 – Radocyna, znajdujący się tuż obok cmentarza wiejskiego.

Po Wielkiej Wojnie w latach 20-tych zaczął się szybki rozwój wsi. Funkcjonowały dwa sklepy, z których jeden prowadziła rodzina łemkowska a drugi żydowska. Mieszkali też cyganie, utrzymujący się z kowalstwa. We wsi działał również tartak.


Po przejściu zdecydowanej większości tutejszych mieszkańców na prawosławie zbudowano nową prawosławną cerkiew. Wkrótce Radocyna stała się siedzibą jednej z pierwszych parafii prawosławnych w Beskidzie Niskim. Jedynie dwie radocyńskie rodziny, związane z unickim popem pozostały przy obrządku greckokatolickim.
Powstała tu też placówka Straży Granicznej a więc we wsi zamieszkiwały rodziny polskich żołnierzy, którzy byli katolikami obrządku łacińskiego. Przekrój kulturowy społeczeństwa był więc bardzo zróżnicowany i wszyscy żyli zgodnie obok siebie.

Wcześniej, bo już w roku 1912 zbudowano i otwarto szkołę, później powstała i prężnie działała czytelnia im. Kaczkowskiego, przy której funkcjonował nawet wiejski teatr wystawiający kilka sztuk rocznie. Kultywowano tradycje ludowe poprzez obchody różnych świąt a łemkowskie stroje z Radocyny należały do najbarwniejszych.

Niszczejący budynek dawnej szkoły w Radocynie.

W czasie II wojny światowej Niemcy przejęli placówkę straży granicznej tworząc w niej swój oddział Grenzschutzu. Mimo, że niedaleko stąd było do centrum walk o przełęcz dukielską Radocyna zbytnio w czasie tej wojny nie ucierpiała. Świadczy o tym chociażby reprodukcja tego obrazu:

Radocyna przedstawiona przez Dymitro Solynka w 1945 roku.

Radocyna – czasy powojenne i współczesne.

Zaraz po zakończeniu wojny, w wyniku agitacji i kłamliwych obietnic lepszego życia a, w końcu przymusu, większość mieszkańców ludności łemkowskiej została wywieziona na sowiecką wtedy Ukrainę, w okolice Krzywego Rogu. Deportacje zaczęły się już 18 maja 1945 roku. W jakiś czas później jednej rodzinie udało się wrócić. Nie na długo jednak bo już w 11 czerwca 1947 roku, w ramach tzw. akcji „Wisła” zaczęły się deportacje pozostałych w Radocynie 35 Łemków. Tym razem deportowano ich w okolice Legnicy. Tętniąca wcześniej życiem opuszczona wieś stała się oazą dla różnego rodzaju szabrowników i złodziei. Rozbierano opuszczone budynki, szabrowano pozostawiony majątek, resztę niszczono. Obie cerkwie rozebrano w połowie lat 50-tych używając materiału, z którego je zbudowano do rozbudowy stajni i innych obiektów w PGR Jasionka.

Dziś można jeszcze znaleźć ślady po dawnych mieszkańcach. Głównie są to krzyże przydrożne i kapliczki, resztki starych zabudowań i fundamentów, piwnice, zdziczałe drzewa owocowe. Jest też budynek dawnej szkoły zbudowany w 1912 roku i remontowany w 1973 o czym świadczy data nad drzwiami. Stary, łemkowski cmentarz z pięknymi krzyżami nagrobnymi i cerkwisko. Także cmentarz z I wojny światowej. Na zboczach gór otaczających dawną wioskę wyraźnie widać terasy uprawowe i zarysy dawnych polnych dróg i ścieżek doprowadzających do nich. Jednak aby te terasy zobaczyć trzeba się przejść w stronę granicy państwa.

Odcinek szlaku, którym schodzimy do doliny Wisłoki doprowadza nas do przebudowanego, dawnego hotelu robotniczego pracowników leśnych, pełniącego później rolę czegoś w rodzaju schroniska czy hotelika o nazwie „Woryń”. Obecnie, po gruntowym remoncie mieści się tu Ośrodek Szkoleniowo Wypoczynkowy RADOCYNA. Można tu wynająć pokoje i pewnie też smacznie zjeść. Nieco dalej za OSW, po lewej stronie drogi w stronę Radocyny znajduje się studencka Baza Namiotowa SKPG Kraków.

Przechadzka przez Radocynę.

Za rozstajem dróg, z których ta odgałęziająca się w prawo prowadzi do Lipnej, stoi wysoki, drewniany krzyż. Pochodzi on z 1936 roku i stoi w miejscu starszego, upamiętniającego zniesienie pańszczyzny co w Galicji miało miejsce 17. IV. 1848 roku. Żeliwna tabliczka na krzyżu opatrzona jest datą 1899 informuje w j. łemkowskim o 50 rocznicy uwłaszczenia chłopów.

Nieco dalej, również po prawej stronie drogi znajduje się skromniutkie lapidarium. W jego skład wchodzą dwa kamienne krzyże, między którymi stoi kapliczka z figurkami Świętej Rodziny z 1903 r. oraz stojący obok cokół ale już bez krzyża. Obiekty te zostały tu przeniesione z innych miejsc.

Maleńkie lapidarium.

Około 300-400 metrów dalej ale już po lewej stronie drogi na Wisłoce zadomowiły się bobry tworząc w ten sposób dość duże rozlewiska. Ciągną się one na przestrzeni kilkuset metrów. Idąc dalej podziwiamy krajobrazy zwracając uwagę na nieliczne ślady bytowania tu ludzi.

Mijając kolejne przydrożne krzyże …

… a także powstałe w ostatnich latach współczesne budynki dochodzimy do odgałęziającej się w lewo drogi, którą można dojść do jeziorek osuwiskowych. Idąc dalej prosto mijamy ustawione także i tu, w Radocynie, symboliczne „Drzwi do Zaginionego Świata” (o podobnych drzwiach pisałem przy okazji przejścia przez Długie). Z umieszczonej na nich tablicy można poczytać o historii Radocyny.

„Drzwi do Zaginionego Świata” – Radocyna.

W niewielkiej odległości od symbolicznych drzwi od naszej drogi odchodzi w prawo kolejna bita droga w stronę Koniecznej. Drogą tą biegnie również końcowy odcinek żółtego szlaku PTTK Folusz – Konieczna. Zaraz za odchodzącą w prawo drogą stoi skromna kapliczka murowana z kamieni rzecznych z odpadającym zmurszałym tynkiem, częściowo pobielona wapnem. Trudno określić jej wiek ale na pewno jest bardzo stara.

Gdzieś za kapliczką znajduje się miejsce gdzie do 1955 roku stała cerkiew prawosławna. Niestety, po cerkwi tej nie zachowały się żadne ślady.

Po przeciwnej stronie drogi stoi zbudowany w 1912 roku zdewastowany budynek dawnej szkoły.

Budynek dawnej szkoły.

Dawniej to tu było centrum tętniącej życiem wsi. W niewielkiej odległości od budynku dawnej szkoły ale po drugiej stronie drogi znajduje się miejsce po dawnej plebanii. Za plebanią stała cerkiew greckokatolicka pw. śś. Kosmy i Damiana. Otoczona była rosnącymi tu wciąż jeszcze do dzisiaj wysokimi drzewami. Nawet jeszcze obecnie, po wejściu na teren cerkwiska możemy zobaczyć kilka zachowanych kolorowych płytek z posadzki a wśród nich niewielki, zardzewiały żeliwny krzyż.

Gruz i resztki płytek ceramicznych z posadzki oraz zardzewiały krzyż na cerkwisku.

Cerkwisko, cmentarz wiejski i cmentarz wojenny nr 43 – Radocyna.

Naprzeciw odgałęziającej się za cerkwiskiem drogi wśród zarośli i pokrzyw stoi odnowiony niedawno krzyż z 1924 roku.

Nieco dalej na pochyłym stoku wzgórza położony jest wiejski cmentarz parafialny wsi Radocyna, zajmujący dość duży obszar porośnięty obecnie drzewami Można tu doliczyć się i obejrzeć ponad dwadzieścia pięknych krzyży nagrobnych. Niektóre z nich są bogato zdobione płaskorzeźbami i kamiennymi bądź żeliwnymi figurkami.

Cmentarz parafialny łemkowskiej wsi Radocyna.

To jak cmentarz wygląda obecnie to zasługa Diecezjalnego Ośrodka Kultury Prawosławnej „Elpis” z Gorlic i Stowarzyszenia Magurycz, które wykonało prace remontowe i konserwacyjne. Remont cmentarza miał miejsce w 2002 roku.

Na terenie cmentarza wiejskiego znajduje się też wydzielona i ogrodzona prostokątna kwatera, na której umiejscowiony jest cmentarz wojenny nr 43 – Radocyna zaprojektowany przez Dušana Jurkoviča. W jego górnej części znajduje się w wysoki, kamienny pomnik zwieńczony krzyżem i wmurowana jest tablica z inskrypcją w j. niemieckim.

Minęło już sporo czasu od remontu tego cmentarza, który miał miejsce w 1995 r. Przeprowadziło go wtedy Koło Łowieckie „Dzik” z Gorlic. Uporządkowano teren cmentarza ale niestety nie odtworzono jego pierwotnego wyglądu zmniejszając też jego powierzchnię. Dziś cmentarz nie wygląda najlepiej bo większość drewnianych krzyży wieńczących mogiły a spróchniałych u podstawy, leży oparta o pomnik centralny.

Cmentarz wojenny nr 43 – Radocyna.
Krzyże z mogił ułożone wokół pomnika centralnego cmentarza z I wojny Światowej nr 43 – Radocyna.

Obok cmentarza, w dolnej jego części, ustawione są tu tablice ze szczegółowym opisem historii wsi, schematem zabudowy i rozmieszczeniem nagrobków na cmentarzu parafialnym. Jest też bardzo już wypłowiała reprodukcja obrazu autorstwa Dymitro Solynki pokazującego jak wyglądała Radocyna w 1945 roku.

W stronę przełęczy.

Po obejrzeniu cmentarzy i cerkwiska ruszamy na południe w kierunku Przełęczy pod Zajęczym Wierchem. To przyjemny spacer gruntową, łagodnie wznoszącą się drogą. Zabudowa dawnej wsi ciągnęła się wzdłuż tej drogi i sięgała praktycznie po samą granicę lasu.

Okoliczne, też łagodne stoki wzgórz użytkowane były przez mieszkańców głównie do wypasu zwierząt hodowlanych chociaż widoczne terasy świadczą, że musiały też tam być jakieś uprawy. Wprawne oko wypatrzy też ciągi drzew, które wskazuję istnienie tam polnych dróg czy ścieżek.

Wyraźnie widoczne terasy na stoku wzniesienia.

W odległości około 600 metrów od cmentarza droga przechodzi na drugą stronę bardzo niewielkiej i wąskiej tu Wisłoki. Od tego momentu robi się nieco stromiej.

Przy granicy lasu zaczynają się podmokłe łąki i teren staje się trudniejszy do przejścia. Aby tego uniknąć wchodzimy na leśną ścieżkę i nią dochodzimy do granicy. W niewielkiej odległości od granicy znajduje się jeden ze źródłowych cieków Wisłoki ale nie idziemy go szukać. Po dojściu do granicy skręcamy w prawo i idziemy za znakami czerwonego, granicznego szlaku słowackiego. Tak schodzimy do przełęczy.

Przełęcz pod Zajęczym Wierchem (słow. Sedlo Zajači Vrch).

Nazwa Przełęczy pod Zajęczym Wierchem pochodzi od wydłużonego grzbietu zwanego Zajači Vrch, opadającego na południowy wschód od kulminacji Pańskiego Wierchu (słow. Panský Vrch 617 m n.p.m.). Bywa ona nazywana też Przełęczą pod Dębi Wierchem. Znajduje się pomiędzy leżącym już na terenie Słowacji szczytem Panský Vrch (617 m n.p.m.) na zachodzie a szerokim ramieniem Dębi Wierchu (664 m. n.p.m.) na wschodzie. Stoki północne łagodnie opadają w stronę dawnej wioski Radocyny a południowe nieco stromiej ku dolince potoku, będącego dopływem Ondawy. Wilgotne łąki (młaki) po polskiej stronie od wielu lat mocno zarastają krzewami i drzewami dlatego przemieszanie się tędy bywa utrudnione.

Na przełęczy (oprócz słupka z oznaczeniem szlaku) nie ma nic ciekawego. Nie ma też stąd żadnych widoków więc zatrzymujemy się tylko po to aby zrobić pamiątkowe zdjęcia.

Z przełęczy kierujemy się na zachód i podchodzimy na Panský Vrch, który też jest zarośnięty. Stąd kierujemy się na północ i przedzierając się przez leśne ostępy wychodzimy w końcu na otwartą przestrzeń. Tutaj docieramy do starego ale jeszcze dość dobrze zachowanego deszczochronu, który znajduje się przy zielonym szlaku LP.

Deszczochron pod przełęczą.

Stąd wracamy do Radocyny gdzie za budynkiem dawnej szkoły i za współczesnym domem skręcamy w odgałęziającą się w prawo drogę. Pokonujemy bród na Wisłoce zaczynając niezbyt długie podejście.

Bród na Wisłoce w Radocynie.

Mijamy prywatny teren o nazwie „Ranczo u Bolka” i podchodzimy w okolice jeziorek osuwiskowych. Powstały ono w maju 1987 roku po długotrwałych i obfitych opadach deszczu. Ze ścieżki, którą idziemy praktycznie nic nie widać bo teren jest mocno zarośnięty. Aby zobaczyć te jeziorka trzeba więc zejść niżej wyszukując dogodnego zejścia.

stawek w lesie
Jedno z jeziorek osuwiskowych pod Dębi Wierchem.

Warto – bo jeziorka mimo, że niewielkie, są bardzo malownicze i urokliwe.

Łąki nad Wyszowatką.

Leśna droga oznakowana dodatkowo zielonymi znakami szlaku narciarskiego, wznosi się łagodnie na wierzchowinę wzgórza 642 m.n.p.m. Pełno tu różnego rodzaju grzybów. Po wyjściu z lasu nie zamierzamy schodzić szlakiem na Przełęcz Długie tylko dla urozmaicenia sobie powrotu łagodnie schodzimy rozległymi łąkami, trawersując w ten sposób północno-wschodnie stoki owego wzniesienia.

Przełęcz Długie oddzielająca Wyszowatkę od dawnej wioski Długie.
Samotna grusza wśród łąk nad Wyszowatką.

Towarzyszą nam przy tym ładne i rozległe widoki na otoczenie Wyszowatki, której położenie widoczne stąd wydaje się być bardzo malownicze.

Łąki kośne nad Wyszowatką.

Przy jarze jednego z głęboko wcinających się w podłoże potoków schodzimy do wsi mijając po pewnym czasie stado krów schodzących z pastwiska.

Stado krów wracające z pastwiska.

W Wyszowatce podchodzimy jeszcze do starego cmentarza wiejskiego bo rano nie mieliśmy na to czasu. Wskazuje go stojący tam krzyż prawosławny i w rzeczywistości jest to jedyny zachowany do dziś krzyż z tego cmentarza. Najprawdopodobniej stoi on we wschodniej części tego cmentarza.

Krzyż wskazujący dawny cmentarz łemkowski w Wyszowatce.

Nieznana jest też powierzchnia i dokładne granice tego cmentarza bo obecnie teren ten jest mocno zakrzaczony i zarośnięty. Poza tym krzyżem i tabliczką informującą, że to teren cmentarza nic innego tu nie ma.

Wracamy więc do zaparkowanego na skraju wsi samochodu. Tam też kończymy tą bardzo ciekawą i ekscytującą w mnóstwo wrażeń wycieczkę. Na koniec zatrzymujemy samochód na chwilkę przy krańcu wsi aby podejść i uwiecznić jeszcze jedną kapliczkę stojącą w pewnej odległości od drogi.

Mapka z przebiegiem trasy:

Autorem tekstu, zdjęć i opracowania jest Antoni Noga.

5 2 votes
Article Rating

Powiązane zdjęcia:

Subscribe
Powiadom o
guest

10 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Maniek
Maniek
1 miesiąc temu

Hej, Czy szedłeś może drogą leśną zaczynającą się kilkaset metrów na północ od miejscowości Grab w kierunku zachodnim do granicy (dobiega do granicy z 400 metrów na południe pod Dębim Wierchem)? słyszałem że odcinek szlaku niebieskiego z przełęczy Beskid przez pierwsze 4 km jest w błocie i gęstych krzaczorach i zastanawiam się czy nie użyć tego skrótu tym bardziej że planuję nocleg w Grabie. Ale obawiam się czy ten skrót też nie będzie z jakims grzęzawiskiem i nie wpadnę z deszczu pod rynnę 😦 Pozdrawiam.

Maniek
Maniek
1 miesiąc temu
Reply to  Antoni Noga

A na jakiej podstawie sądzisz, że ta dróżka jest uczęszczana? jest zaznaczona na mapa turystyczna i na mapy cz, pokazują 185 m podejścia, na 3.7 km w 1 godz 15 m …decyzję czy nią iść podejmę już jak będę w Grabiu , dzięki.

Paweł
Paweł
2 lat temu

„Drzwi do zaginionego świata” … Mam wrażenie, że Ty przed takimi otwartymi drzwiami stoisz każdym swoim wpisem. Wpisem o tych swoich stronach i zapraszasz! A, że to często miejsca z magią przez swoje zapomnienie, ciszę tam panującą i upadek w niektórych przypadkach, ziemie w których dużo tragizmu z przeszłości, to tym bardziej zapraszasz do „przejścia ” przez takie drzwi i cofnięcia się w czasie. Jakbyś coś tam zostawił i proponował chodźcie poszukamy razem. Może zagubionej przeszłości? Może zagubionych miejsc? Może!? 😉 Czytając i patrząc na zdjęcia można często, gęsto cofnąć się o lata, zatrzymać się w miejscu – jak czas,… Czytaj więcej »

Antoni Noga
2 lat temu
Reply to  Paweł

Paweł – muszę Ci przyznać, że bardzo ładnie i trafnie ująłeś istotę tego co w swoich wpisach próbuję przekazywać. Takie właśnie zapomniane i tajemnicze miejsca a dzisiaj jeszcze pełne spokoju (oby jak najdłużej – mam nadzieję) inspirującą mnie do działania. Ponadto uważam, że powinniśmy znać okolice, w których mieszkamy i poznawać ich historię – często niestety tragiczną – chociażby po to, aby zrozumieć, że nic nie jest nam dane na zawsze. Poza tym znasz chyba mnie na tyle, żeby wiedzieć, że jestem za bardzo wrażliwy, sentymentalny i za często popadam w melancholię. Teraz coś weselszego – będąc tydzień temu w… Czytaj więcej »

SZELESZCZ
SZELESZCZ
2 lat temu
Reply to  Antoni Noga

Cześć!
Za zdjęcie z manekinem łapka w górę! Bo kto mówi,że manekin może być wykorzystywany tylko praktycznie? Manekin staje się w tym przypadku szykowną dekoracją. Zwraca dodatkowo uwagę!!! Trochę ujęcie bym zmienił trochę przysłonę ale nie o tym ten blog. Moja żona jest w tym przypadku z Ciebie zadowolona! Nawet ten stary wychodzony kepik na głowie Ci odpuszcza;) Haaaa! Ot żarcik taki.
Trzymaj się Chłopie.

Antoni Noga
2 lat temu
Reply to  SZELESZCZ

SZELESZCZ – Witaj ponownie po chwilowej nieobecności 🙂.
Zacznę od pozdrowień i podziękowań dla Twojej szanownej małżonki, bo jakże by inaczej 👍😃

Manekin wzbudza zainteresowanie! – cieszę się bo chciałem coś innego i weselszego przemycić do wpisu, w którym motywem przewodnim jest smutna historia tych ziem. Pewnie mi się udało skoro już druga osoba to zauważa 👍. Jak już wcześniej odpowiedziałam Pawłowi sprawa wydaje się być rozwojowa bo obok manekinki pojawiła się dwójka manekinkowych dzieciaków.
Pozdrawiam 🙂.

Wiesława
Wiesława
2 lat temu
Reply to  Antoni Noga

Panie Antoni ten zaginiony świat jest cichy, delikatny i zwiewny. Czy 'powrót’ z niego do codzienności łatwo Panu przychodzi?

Antoni Noga
2 lat temu
Reply to  Wiesława

Właśnie w podobne miejsca wybieram się gdy potrzebuję się wyciszyć i odpocząć psychicznie od szarości, i monotonii dnia codziennego, pani Wiesławo. Po całodziennym pobycie i odpoczynku w takich miejscach powrót do cywilizacji bywa całkiem znośny. Pozdrawiam 🙂.