Tematyka blogu Teren Anthony w głównej mierze związana jest z najbliższymi mi okolicami a więc Beskidem Niskim i karpackimi pogórzami. Pojawiają się tu też artykuły opisujące inne pasma górskie oraz regiony naszego kraju a także wspomnienia z niektórych wycieczek zagranicznych. Krajem, który zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie jest północnoafrykańska Tunezja. To jeden z krajów tzw. Maghrebu (czyli krajów północno-zachodniej Afryki).
Na blogu tym pojawił się już jakiś czas temu artykuł autorstwa mojego syna Mateusza, w którym opisywał naszą wspólną podróż po Tunezji. W opisie tym przedstawił relację dzień po dniu z pobytu w tym ciekawym kraju. Ponieważ odwiedzane przez nas miejsca zasługują na dokładniejsze ich pokazanie postanowiłem bardziej szczegółowo je tu przedstawić.
Jednym z najurokliwszych miejsc w północnej Tunezji jest przepięknie położona na wystającym wysoko ponad poziom morza skalistym cyplu, miejscowość Sidi Bou Said.
Zwiedzenie tego miejsca zaproponowała nam nowo poznana w Tunisie koleżanka Anita, która to pokazała nam najciekawsze miejsca w stolicy. Później wraz ze swoim tunezyjskim kolegą Hamdim oprowadziła nas po labiryntach tuniskiej medyny. Po zwiedzeniu Tunisu zaproponowała nam popołudniowy wyjazd do Sidi Bou Said organizując przy tym transport. W drodze do Sidi Bou Said zatrzymaliśmy się na chwilę przy folochronie niedaleko portu w Tunisie.
Sidi Bou Saïd (arab. سيدي بوسعيد) – kilka słów o historii.
położone jest około 20 km na północny wschód od Tunisu na wysokiej Skale Kartaginy. Właściwie to jest ono obecnie integralną częścią całego zespołu miejskiego zwanego Wielkim Tunisem.
Początki Sidi Bou Said sięgają IX wieku kiedy to wojownicy berberyjscy, Almorawidzi zbudowali na szczycie cypla obronny klasztor zwany przez Arabów ribatem. Z czasem wokół ribatu powstała wioska nazywająca się wtedy Jabal el-Menar. Do ribatu sprowadził się w 1207 roku mistyk Abou Saïd Khalaf Ibn Yahya el-Tamimi el-Béji, który znalazł tu doskonałe miejsce do praktykowania i nauczania sufizmu. Po jego śmierci w 1231 r. został uznany za świętego a w miejscu gdzie został pochowany zbudowano zawiję.
Zawija (zaouïa) to kompleks budynków składający się z meczetu, pomieszczeń przeznaczonych do nauki i medytacji oraz zajazdu dla potrzebujących. W krajach Magherbu w zawijach chowano świętych i założycieli bractw sufickich.
Wieś, do której wciąż ściągali inni marabuci i pustelnicy religijni zaczęto nazywać Sidi Bou Said, na cześć owego wielkiego mistyka.
Życie w Sidi Bou Said zaczęło się mocno zmieniać wraz z przybyciem tu Maurów w XVI wieku. Osiedlili się oni wtedy w całej północnej Tunezji. To dzięki Maurom możemy dziś podziwiać typowe przykłady mauretańskiej architektury podobnej do tej w hiszpańskiej Andaluzji. Ze względu na swoje położenie Sidi Bou Said przez długi czas była wioską rybacką o podłożu religijnym. Dopiero gdy w 1912 roku w tej nadmorskiej wiosce osiedlił się baron Rodolphe d’Erlanger sytuacja zaczęła się znacząco zmieniać.
Rodolphe François Baron d’Erlanger
Z pewnością można o nim powiedzieć – „obywatel świata”. Jego ojciec Frédéric Emile Baron von Erlanger to wpływowy niemiecki bankier, który po swoim ojcu bankierze poszedł w jego ślady. Matka zaś to amerykańska szlachcianka francuskiego pochodzenia z Luizjany – Mathilde Slidell. On sam urodzony był we Francji. W 1894 roku przyjmuje brytyjskie obywatelstwo i 3 lata później, w Londynie bierze ślub z włoską arystokratką o pięciu imionach – Maria Elisabetta Cleofee Scolastica Contessa Barbiellini-Amidei. Po ślubie ich życie toczy się pomiędzy swoją rezydencją w Middlesex w Anglii a rodzinnym pałacem w Paryżu.
Na skutek ogromnych kłopotów finansowych jakie przeżywała na początku XX wieku Tunezja, ojciec Rodolpha kupuje tanio ziemie w okolicach Tunisu. Jako zarządcę majątku wysyła tam swego najmłodszego syna Rodolpha, który z bankowością niewiele ma wspólnego. Z zamiłowania i z wykształcenia bowiem jest muzykologiem, orientalistą i malarzem.
W 1912 roku baron Rodolphe zaczyna budowę pięknego pałacu w stylu mauretańskim nazywając go Dar Ennejma Ezzahra co znaczy Wspaniała Gwiazda (chodzi tu o Wenus). Równocześnie dzięki jego staraniom miasteczko Sidi Bou Said zostało wpisane na listę zabytków już w 1915 roku. Od tego czasu wszystkie nowe budynki musiały być budowane w tym samym andaluzyjskim stylu. Charakteryzuje się on białymi domami z niebieskimi drewnianymi werandami, niebieskimi okiennicami i kratami w oknach oraz ozdobnymi, kutymi elementami przybitymi do niebieskich drzwi. Często także portalami w kolorze żółtego piaskowca czy marmuru.
Baron Rodolphe d’Erlanger
jako mecenas sztuki otwierał swoje drzwi artystom, organizując spotkania i wieczory, na których mieszała się sztuka, muzyka i literatura. Wśród artystów bywali tu m.in. malarze ekspresjoniści August Macke , Paul Klee i Louis Moillet, pisarze Jean-Paul Sartre i Albert Camus, pisarka i feministka Simone de Beavoire oraz słynny okultysta i filozof Aleister Crowley.
Wielkim osiągnięciem Erlangera jako muzykologa jest projekt rejestrowania i dokumentowania historii, i repertuaru muzyki arabskiej, który pod tytułem „La musique arabe” został wydany w całości jako sześciotomowe dzieło już po jego śmierci.
Rodolphe d’Erlanger zmarł po długotrwałej chorobie w 1932 r. W testamencie przekazał swoje dobra kulturalne Tunezji. Obecnie w jego pałacu Dar Ennejma Ezzahra mieści się Centrum Muzyki Arabskiej i Śródziemnomorskiej. Można w nim oglądać wspaniałą wystawę arabskich instrumentów muzycznych. Można również podziwiać pałacowe wnętrza oraz piękne mauretańskie ogrody. Ponadto z najbliższych okolic pałacu możemy delektować się fantastycznymi widokami na Zatokę Tunetańską (zwaną też Tuniską).
Perzechadzka uliczkami Sidi Bou Said.
Po zwiedzeniu Tunisu Anita chciała nam jeszcze pokazać niewielki ale słynny i uroczy kurorcik Sidi Bou Said. Pojechaliśmy więc tam późnym popołudniem samochodem Hamdiego. Wcześniej Anita z Hamdim umówili się ze swoimi przyjaciółmi tak, aby razem miło i przyjemnie spędzić późne popołudnie i wieczór.
Pojechaliśmy więc z przyjemnością aby zobaczyć tą słynną „mekkę” wszelakiej maści artystów i poczuć atmosferę z jakiej to miejsce słynie.
Szczególną atmosferę tego malowniczego miejsca tworzą wspaniałe, biało-niebieskie budynki wznoszące się wysoko nad morzem, bezpośrednio nad ciemnoniebieskiej barwy wodami Zatoki Tuniskiej. Jednak to nie tylko zabytki, piękne budynki, galerie i muzea czy też wspaniała roślinność tworzą tą atmosferę. Przede wszystkim tworzą ją ludzie tutaj bywający, leniwie spacerujący, siedzący w parkach, popijający miętową herbatkę z piniowymi orzeszkami, czy pijący kawę w kawiarniach oraz delektujący się miejscowymi specjałami w restauracjach.
Ponadto Sidi Bou Said uważane jest za najpiękniejsze miasteczko w kraju inspirujące gości świeżymi kolorami, egzotycznymi targowiskami i pięknymi widokami.
Tak więc po przyjeździe tutaj zostawiliśmy samochód na parkingu i zapuściliśmy w gąszcz biało-niebieskich budynków. Na samym początku przyciągnął naszą uwagę wysoki minaret meczetu. Zbudował go Hussein I Bey w pierwszej połowie XVIII wieku, na wzgórzu obok zawiji gdzie pochowany został św. mistyk Abou Saïd Khalaf Ibn Yahya el-Tamimi el-Béji.
Przechadzkę po Sidi Bou Said zaczęliśmy od wypełnionej tłumem ludzi głównej ulicy bo to głównie przy niej zlokalizowane są najbardziej atrakcyjne miejsca. Jest tu sporo suk, w których można kupić wszystko co niezbędne lub zbędne. Poczynając od wyrobów miejscowych rzemieślników i artystów z ceramiki, szkła, drewna oliwnego, metalu poprzez biżuterię, perfumy, kadzidła. Także witrażowe lampki, zestawy szklaneczek do herbaty, kończąc na orientalnej klatce dla ptaków w niebiesko-białych kolorach, całej w arabeskowych rzeźbionych krzywiznach.
Mnóstwo dywanów, ciuchów, chust, pantofli i innej galanterii. Ponadto mnóstwo przeróżnych i wartościowych przypraw. Wszystko to tak bardzo kolorowe, że aż mieni się w oczach.
Niewielki park, źródełko i bugenwille.
Blisko centrum, znajduje się niewielki park więc wchodzimy na chwilę do niego aby odpocząć od słońca i pospacerować w zacienionym miejscu. Zatrzymujemy się tu przy obleganym przez tubylców źródełku. Napełniają oni tu zdrową wodą mniejsze i większe plastikowe pojemniki. Podchodzimy i my aby napić się tej źródlanej wody.
Sidi Bou Said znane jest też z pięknych bugenwilli – dużych, pięknie się prezentujących wysokich, pnących krzewów. W okresie kwitnienia obsypane są dużą ilością kwiatów. Trzeba jednak wiedzieć, że to nie prawdziwe kwiaty przydają im kolorytu bo one są niepozorne, małe i najczęściej białawe tylko tzw. podkwiaty. Są to dość duże przebarwione liście w kolorach czerwonym, różowym, fioletowym albo purpurowym, które otaczają właściwe małe kwiatuszki. Okres kwitnienia tej rośliny jest bardzo długi, w klimacie zwrotnikowym kwitną prawie cały rok. Dzięki temu bardzo ubarwiają białe zazwyczaj tynki budynków w śródziemnomorskich miastach i wioskach.
Cafe des Nattes.
Jedna z najsłynniejszych i najpopularniejszych kawiarni Sidi Bou Said sławę swą zawdzięcza ekspresjonistycznej akwareli autorstwa Augusta Macke .
Obraz ten powstał w 1914 roku kiedy to August Macke wraz Paulem Klee podróżowali po Tunezji i odwiedzili Sidi Bou Said. Nosi on tytuł „Widok na meczet” i przedstawia minaret meczetu wystający zza budynku kawiarni Cafe des Nattes.
Z kolei miejsce to wzięło swoją nazwę od tkanych mat, na których ludzie zasiadali aby posmakować miętowej herbaty lub zapalić „sziszę” (fajkę wodną). Budynek kawiarni umiejscowiony jest niedaleko meczetu, który powstał w XIX wieku obok grobu mistyka Abou Saïd Khalaf Ibn Yahya el-Tamimi el-Béji (od którego imienia wzięło nazwę Sidi Bou Said.)
Do tradycyjnego wnętrza kawiarni prowadzą wysokie schody. Po zdjęciu butów siada się na postumentach wyściełanych tkanymi matami delektując się pyszną kawą lub miętową herbatą z piniowymi orzeszkami. Amatorzy fajek wodnych rozmawiając leniwie zaciągają się tu aromatyzowanym, tytoniowym dymem. Z pewnością można tu poczuć klimat jaki towarzyszył żywym dyskusjom prowadzonym przez znanych artystów i literatów.
Tu, przy kawiarni czkał na nas przyjaciel Hamdiego – Mahomed, którego poznaliśmy w Tunisie więc od teraz raźniej będzie zwiedzać Sidi Bou Said.
Sesja zdjęciowa z sokołami 😉
Idąc dalej mijamy galeryjki z obrazami lokalnych czy też przyjezdnych malarzy. Małe sklepiki i niewielkie kawiarenki oraz stoiska ze smażonymi pączkami maczanymi w cukrze czy też z ciastem nadziewanym daktylami.
Czasem warto jednak skręcić w którąś z bocznych, krętych uliczek, chociażby po to aby bez ludzi wchodzących w kadr zrobić kilka zdjęć niebieskim, bogato zdobionym i niepowtarzalnym drzwiom czy oknom ze zdobionymi okiennicami i kutymi fantazyjnie kratami. Niebieskich elementów na tle białych ścian budynków jest więcej, są to donice, okapy, rynny, poręcze schodów itp.
W pewnym momencie nieopodal jednej z galerii zauważyłem dwie młode dziewczyny siedzące na stopniach kamiennych schodów. Od razu mój wzrok padł na siedzącego na kolanie jednej z nich sokoła.
Gdy zrobiłem im zdjęcie momentalnie znalazło się przy nas dwóch chłopaków z innymi ptakami proponując abyśmy zrobili sobie z zdjęcia. Od razu na tą propozycję przystaliśmy bo taka pamiątka byłaby ciekawa i oryginalna.
Po krótkiej sesji zdjęciowej jeden z chłopaków wyciągnął dłoń po pieniądze. Wysupłałem kilka monet podając mu a on, że trochę mało. Po krótkich ale skutecznych targach ustąpił. W krajach arabskich targowanie się jest rzeczą normalną i każdy szanujący się sprzedawca jest skłonny sporo opuścić z ceny jeśli poważnie, a czasem i z humorem się do tego podchodzi. Jak się okazało te dwie dziewczyny z sokołem robiły za przynętę więc daliśmy się nabrać. Ale nie ma czego żałować – sytuacja zabawna i oryginalna pamiątka w postaci fajnych zdjęć pozostała.
Następny przystanek, przy którym się zatrzymujemy to zawija Sidi Chaabane i sąsiadująca z nią słynna kawiarnia. To też miejsce, gdzie czekali na nas wcześniej umówieni dwaj przyjaciele Hamdiego. Odtąd już w ósemkę będziemy spędzać ten zbliżający się wieczór co pozwoli nam trochę bliżej się poznać.
Café de Sidi Chaabane.
– to kawiarnia zaprojektowana i urządzona w latach 60-tych XX wieku na kilku tarasach przy zawiji mistyka Sidi Chabaane. W 1870 roku utworzył on w tym miejscu bractwo religijne i tu też po śmierci został pochowany. Jego grobowiec znajduje się w budynku nakrytym białą kopułą a prowadzą do niego czerwono-zielone drzwiczki.
Kawiarnia ta słynie ze wspaniałego widoku na Zatokę Tuniską. Niektórzy uważają ten widok za jeden z najpiękniejszych w całej Tunezji.
Niedawno dowiedziałem się, że w 2014 roku próbowano zmienić nazwę tej kawiarni na „bardziej turystycznie brzmiącą”. Miała ona odtąd nazywać się „Café des Délices. ” Wywołało to duże oburzenie wśród miejscowej społeczności. Utworzono nawet stronę na Facebooku wzywając do bojkotu kawiarni z nową nazwą i wiążącym się z tym znacznym wzrostem cen.
Wieczór zbliża się szybkimi krokami więc nie zdążymy już zajrzeć do innej atrakcji Sidi Bou Said. A jest nią niewątpliwie pałac Dar El Annabi, który zbudowano w XVIII wieku i przebudowano w 1955 roku. Mieści się w nim około pięćdziesięciu pokoi. Obecnie jest to muzeum, w którym można obejrzeć bogate wnętrza i ciekawą bibliotekę. Nazywany bywa „Pałacem tysiąca i jednej nocy”.
Przystań jachtowa
Aby zejść do widocznej w dole przystani musimy wrócić w okolice restauracji Dar Zarrouk serwującej owoce morza. Tutaj zaczyna się zejście schodami do portu nazywane z francuska „Les 365 Marches”. Aby nim zejść trzeba pokonać 365 stopni. Schody kończą się obok restauracji „la Pirate” skąd już tylko przysłowiowy rzut beretem do przystani.
W drugiej połowie XX wieku w Sidi Bou Said zaistniała potrzeba zbudowania przystani. Wybrano miejsce, gdzie do początku lat 60-tych w drewnianych domach budowanych na palach (barakas) zamieszkiwała uboższa ludność. Te opuszczone domy i baraki przypadły do gustu miłośnikom imprez, którzy się tam spotykali. W 1963 roku gmina podjęła decyzję o uporządkowaniu miejsca i budowie tam portu. Zbudowano luksusową przystań dla jachtów i żaglówek.
Obok niej przygotowano piaszczystą plażę dla miłośników morskich i słonecznych kąpieli. Powstały tu też kawiarnie, kluby i restauracje. Zwykle w ciągu dnia jest tu bardzo tłoczno.
Po przyjściu tutaj spędziliśmy trochę czasu spacerując wokół przystani, robiąc zdjęcia na falochronie, oglądając jachty i rozmawiając.
Później, już w porze zachodu słońca usiedliśmy przy stolikach należących do kawiarni Cafe Glacier i zamówiliśmy herbatę miętową z piniowymi orzeszkami. Spragnionych klientów było sporo więc na herbatę musieliśmy bardzo długo czekać. To długie czekanie wynagrodził nam piękny zachód słońca i ciekawa, zajmująca rozmowa z nowo poznanymi tunezyjczykami.
Port i przystań w Sidi Bou Said to ostatni etap zwiedzania tego uroczego zakątka Wielkiego Tunisu. Po zachodzie słońca wróciliśmy do samochodu, pożegnaliśmy nowych znajomych i wróciliśmy do Tunisu.
Autorem tekstu, zdjęć i opracowania jest Antoni Noga.
Marhbe Tosiu!..co po tunezyjsku znaczy Witaj! Ty dałeś się nabrać ponętnym przynętkom z sokołem na kolanie 🙂 ja patrząc na zwiastun, zdjęcie tego wpisu – pomyślałem O! Santorini! ..wyprowadziłeś mnie jednak z pierwszej myśli bo to szykowna dzielnica Tunisu, tematem jest tym razem. Miejsce stworzone do fotografowania, plątania się po wąskich uliczkach i oglądania drzwi. Ponoć drzwi domu są jego uśmiechem i radością więc tego tam sporo. I te KOŁATKI w drzwiach !! A wiesz,że Tunezyjskie drzwi,bramki mogą mieć po 5 (!) kołatek jednocześnie?? : 1.dla mężczyzny 2.dla kobiety 3.dla dziecka 4.dla zmyłki żeby nie było wiadomo czy dzieci są… Czytaj więcej »
Paweł – Twoje pierwsze skojarzenie z grecką wyspa Santorini wcale mnie nie zdziwiło. Wszak wiadomo, że na Cykladach malowania domów w taki sposób jest wieloletnią tradycją. Więcej na ten temat można znaleźć tutaj: https://www.polonorama.com/bialo-niebieska-architektura-w-grecji-dlaczego-takie-kolory/
To prawda, że tunezyjskie, niebieskie drzwi są uśmiechem każdego domu. Również i Ty zwróciłeś uwagę na te kołatki – ja widziałem tylko trzy … czterech, a tym bardziej pięciu nie zauważyłem. Może jeśli uda mi się pojechać tam jeszcze raz zwrócę na ten szczegół uwagę.
Ciekawe spostrzeżenie z Harrisonem Fordem 🙂 Dziękuję za komentarz.