Niewysokie, odkryte wzgórza leżące między Tereścińskim Potokiem, w sąsiedztwie Zawadki Rymanowskiej, a Przełęczą Szklarską to jeden z bardzo lubianych przeze mnie terenów Beskidu Niskiego. Ciągną się one poprzez Popową Polanę, Kamińską, Wierch i Siwice do Przełęczy Szklarskiej. Płynący za Przełęczą Szklarską potok Chyżny oddziela te wzgórza od Bani Szklarskiej – góry znanej z rozległych widoków.
Wzgórza te są naprawdę atrakcyjne widokowo i bardzo rzadko odwiedzane przez turystów. Nie ma tu żadnej infrastruktury turystycznej, żadnych znakowanych szlaków dzięki czemu można się spodziewać, że nie spotka się nikogo podczas całodziennej wędrówki. Kilka razy wędrowałem tędy pieszo, przejeżdżałem też rowerem a zimą na nartach śladowych przemierzałem te tereny.
Właśnie te widokowe wzgórza wraz ze szczytem Bani Szklarskiej są tematem niniejszej relacji. Ponadto dwie nieistniejące łemkowskie wioski Kamianka i Szklary, po których poza zniszczonymi cmentarzami praktycznie nic się w terenie nie zachowało.
Jesienną wędrówkę rozpoczynamy z Abramowa. To niewielki przysiółek Zawadki Rymanowskiej usytuowany między południowymi stokami Popowej Polany (638 m n.p.m.) a północnymi niewielkiej Kiczerki (527 m n.p.m.). Do Abramowa prowadzi asfaltowa droga z Zawadki Rymanowskiej, która kończy się przy ostatnim domu mieszkalnym i zabudowaniach dawnego PGR-u.
Popegeerowski Abramów i „Zemsta Stalina”.
Abramów powstał w XVIII wieku jako przysiółek przeludnionej wtedy Zawadki Rymanowskiej. Nazwany został Abrahmowem, później Abramową a w obecnie używa się nazwy Abramów. Po II wojnie światowej mieszkających tu Łemków wysiedlono w latach 1945-47. Wieś pozostawała opuszczona do czasu kiedy w latach 50-tych XX wieku powstał tu P.G.R. Hodowano tu głównie bydło, które wypasano na rozległych łąkach okolicznych wzgórz. PGR działał do lat 90-tych XX wieku, później na kilka lat zabudowania przejął i działał tu, dopóki nie upadł – kombinat rolno-przemysłowy „Igloopol”. Dziś mieszka tu jeszcze kilka rodzin.
W Abramowie można zobaczyć relikty PRL-u w postaci zniszczonych popegeerowskich budynków oraz złomowisko samochodów i pojazdów pochodzących z minionej epoki. Zachowała się też niszczejąca kapliczka słupowa i piękny ale mocno pordzewiały krzyż przydrożny z 1897 r na kamiennym cokole.
Pierwsze co rzuca się w oczy – oprócz opuszczonych i niszczejących, betonowych popegeerowskich zabudowań – to rozległe połacie porośnięte barszczem Sosnowskiego. To roślina z rodziny selerowatych pochodząca z rejonu Kaukazu i Azji Mniejszej, sprowadzona została do naszego kraju w końcu lat 50-tych XX wieku. Uprawiano ją w czasach kiedy działały PGR-y jako roślinę pastewną, z której robiono kiszonki dla bydła. W efekcie, po upadku tychże gospodarstw rolnych, rozprzestrzeniła się na okolicę i stała się bardzo niepożądanym chwastem niezwykle trudnym do wytępienia.
Jest to niebezpieczna dla zdrowia, parząca roślina dorastająca do 3 a nawet 4 metrów wysokości. Podczas kwitnienia, czyli w czerwcu i lipcu nie należy się do niej zbliżać, zwłaszcza w gorące, słoneczne dni, gdyż wydziela wtedy silne olejki eteryczne. W kontakcie ze skórą rozgrzaną słońcem wywołują one silne działanie drażniące i powodują oparzenia II i III stopnia. W skrajnych przypadkach może dojść do martwicy tkanek. U osób zaś uczulonych spowodować może nawet śmierć.
W związku z tym, że została sprowadzona z kaukaskich kołchozów i do dziś sprawia tyle kłopotów nazwana została ironicznie „Zemstą Stalina”. Teraz, kiedy tu jesteśmy, a więc w październiku roślina ta nie jest już groźna. Wczesną więc wiosną, późną jesienią i zimą można tu spokojnie przebywać bez obawy o poparzenia.
Кamianka (KАМЯНКА).
Przy ostatnich zabudowaniach Abramowa zostawiamy samochód i wyruszamy gruntową drogą prowadzącą na wschód. Miejscami jest ona błotnista a po obu jej bokach ścielą się szerokie dywany utworzone z liści barszczu i wystających wysoko ponad nie zeschłych baldachów. W dolinie widoczne są zbiorniki wodne utworzone na wodach Białego Potoku. Stanowią one własność prywatną i hodowane są w nich ryby.
W dolinie Białego Potoku, między południowymi stokami Kamińskiej i Siwiców a opadającymi na północ ramionami odchodzącymi od Piotrusia (Pitrosy) i Działu (Diłu) Szklarskiego, do 1947 roku istniała łemkowska wioska Kamianka. Ciągnęła się ona od granicy z Abramowem aż pod Przełęcz Szklarską na wschodzie.
Kamianka założona została w pierwszej połowie XVI wieku. Akt lokacyjny przywileju wydanego przez biskupa Stanisława Tarło pochodzi z 1541 r. Czterdzieści lat później we wsi erygowano cerkiew parafialną a parafia istniała tu do1720 roku, kiedy to została przeniesiona do Zawadki Rymanowskiej.
W 1922 roku na miejscu starej, niszczejącej cerkwi drewnianej zaczęto budowę pięknej nowej cerkwi. Cerkiew tą, p.w. Przeniesienia Relikwii św. Mikołaja oparto na planie krzyża greckiego, z jedną dużą centralną kopułą pośrodku i mniejszymi dookoła niej. Wieś nie była duża. Przed wybuchem I wojny światowej liczyła nieco ponad 370 mieszkańców, którzy zamieszkiwali w 70 domach. Po drugiej wojnie światowej w wyniku agitacji władz komunistycznych oraz sporów z chłopami z sąsiednich wsi, większość Rusinów opuściła zniszczoną podczas wojny wieś i wyjechała na tereny dzisiejszej Ukrainy. Pozostałych wysiedlono w 1947 roku w ramach akcji „Wisła” na Ziemie Odzyskane. Po wysiedleniu Łemków cerkiew i pozostawione domy zostały rozgrabione i rozebrane przez mieszkańców Lubatowej a dzieła zniszczenia z pewnością dokonali pracownicy dawnego PGR-u.
Dzisiejsza Kamionka.
Obecnie większość terenów tej wioski porasta las a współczesna jej nazwa brzmi Kamionka. Jedynie w zachodniej części byłej wsi zachował się mocno zniszczony cmentarz i miejsce po cerkwi. Cmentarz ten jest w bardzo opłakanym stanie a nagrobki, które się zachowały można policzyć na palcach jednej ręki.
Duży, kamienny krzyż z 1905 roku stoi tu jeszcze, chyląc się już jednak wskazuje miejsce po rozebranej cerkwi.
Całość wygląda bardzo przygnębiająco. Z pewnością wszechobecny barszcz Sosnowskiego uczucie to jeszcze pogłębia.
Przy drodze prowadzącej w głąb wsi, której zabudowania ciągnęły się aż pod Przełęcz Szklarską, a która zarosła już prawie całkowicie lasem łęgowym, można by pokusić się o odnalezienie śladów po domostwach czy piwniczkach. Trzeba by do tego jednak dużego samozaparcia ale nie to jest celem tej wycieczki. Aby jednak zaspokoić potrzebę odnalezienia jakiegoś śladu po dawnych mieszkańcach postaramy się odszukać resztki zniszczonego krzyża, o którym słyszałem, że trudny jest do odnalezienia.
Poszukiwanie zniszczonego krzyża przydrożnego.
Od zdewastowanego cmentarza w kierunku Przełęczy Szklarskiej odchodzi gruntowa droga. Tą drogą idziemy doliną Białego Potoku mijając dużą kolorową pasiekę, po czym docierając do granicy lasu przekraczamy potok. Dalej droga prowadzi w górę potoku w coraz bardziej zwężającą się dolinkę.
Rosną tu w dużych ilościach niecierpki gruczołowate zwane też niecierpkami himalajskimi. Najczęściej spotyka się je w kolorze różowym ale tu występują także bordowe i o wiele rzadsze – białe:
Z mapy wynika, że musimy zostawić ten potok i przejść przez las do jego dopływu aby tam, kierując się na zachód, wyjść z lasu na otwarty teren.
Zagłębiamy się więc w las, w którym spotykamy mnóstwo różnego rodzaju grzybów – w większości niejadalnych.
Mijamy też miejsca, w których jeszcze rosną bardzo zdziczałe i stare już drzewa owocowe, świadczące o tym, że mieszkali tu ludzie.
Teren wznosi się wyżej i staje się bardziej urozmaicony przez co przedzieranie się przez las staje się bardziej uciążliwe. W końcu osiągamy jar niewielkiego potoku a po jego pokonaniu wydostajemy się do zarysu nieużywanej od wielu lat drogi. Idziemy zgodnie z jej kierunkiem po czym wychodzimy na rozległą polanę. Tu natrafiamy na współczesną, polną drogę z koleinami wyrytymi przez traktory. Nic dziwnego, że to współczesna droga bo na rozległej, trawiastej łące widać sporo balotów.
Nas jednak interesuje inna droga, ta z dawnych czasów, której trzeba będzie poszukać raczej bliżej skraju lasu. Tak więc idziemy w okolice miejsca gdzie wg mapy powinien znajdować się ów krzyż. Tu znów pojawiają się zarośla, ściana lasu, znów polana, jakaś kolejna polna droga … w końcu rozdzielamy się i zaczynamy penetrować teren. Skutkuje to tym, że moja towarzyszka pierwsza dokonała odkrycia – znaczy to – znalazła! Świetnie – idę za jej wołającym głosem do miejsca, gdzie czeka na mnie z odkryciem.
Podsumowując – okazuje się znalezienie cokołu zniszczonego krzyża nie było takie łatwe. Praktycznie to trzeba było na niego wejść bo wcale nie był widoczny, tak mocno zarosły go krzewy – głównie tarniny. Nie mając żadnych narzędzi do cięcia odsłoniliśmy go obrywając nieco gałęzie.
Odnaleziony cokół zniszczonego krzyża.
Po zlustrowaniu terenu okazuje się, że piaskowcowy cokół zniszczonego krzyża jest pochylony i niezbyt mocno osadzony w gruncie. Sam krzyż – pewno też kamienny (chociaż pewności co do tego nie mam) musiał zostać dawno temu utrącony. Jego śladów w okolicy nie znajdujemy – pewno ich już nie ma. Jeśli zaś był żeliwny to być może ktoś go zabrał?
W dolnej części cokołu znajduje się inskrypcja o fundatorach pisana cyrylicą. Udało się odczytać ich imiona: Asafat (Josafat) i Anastazija. Obok cokołu, po jego południowo-wschodniej stronie wystaje z ziemi fragment piaskowcowej płyty porośniętej mchem i trawą. Po jej oczyszczeniu okazuje się, że są na niej jakieś ryty.
Płyta prawie metrowej długości i szerokości około 60 cm w kształcie prostokąta wydaje się być gruba na ok. 15 cm. Jednak nie da się jej bez pomocy narzędzi wyciągnąć i podnieść z ziemi, bo być może jest jeszcze grubsza?
Po dokładnym rozejrzeniu się w okolicy okazuje się, że dawna droga, która biegła w niewielkim wgłębieniu jest obecnie mocno zarośnięta i przez to niewidoczna. Cokół krzyża stoi po jej południowej stronie. Zwykle front krzyża skierowany jest do drogi a tutaj napis na cokole wskazuje co innego. Cokół nie jest dobrze osadzony bo lekko się porusza na boki. Wygląda więc na to, że stoi do dawnej drogi tyłem. Być może ktoś kiedyś go powalił a jakiś czas później, gdy droga była już zarośnięta i niewidoczna, ktoś inny ustawił go w ten sposób? Frontem do nowej, polnej dróżki? Trudno dzisiaj to stwierdzić.
Cokół tego rozbitego krzyża znajduje się na zachód od wzniesienia zaznaczonego na mapach jako Wierch. Dokładne współrzędne geograficzne tego cokołu – jeżeli kogoś by to interesowało to:
N 49°29.706′ E 21°46.801′.
W stronę Przełęczy Szklarskiej przez Wierch i Siwice.
Zadowoleni z faktu, że udało nam się odnaleźć ten zakamuflowany w zaroślach cokół zniszczonego krzyża kontynuujemy wędrówkę. Łagodnym stokiem Wierchu podchodzimy na jego wierzchołek. Polna droga prowadzi najpierw równolegle do dawnej, mocno zarośniętej drogi. Dalej szerokim łukiem przez podmokłe łąki podchodzimy na mało wyraźną kulminację od strony południowo-zachodniej.
Na wierzchołku zatrzymujemy się na krótki posiłek, robimy zdjęcia bo ładne mamy stąd widoki po czym idziemy dalej. Bardzo przyjemnie tędy się wędruje bo mamy tu otwarte przestrzenie. Kolejna kulminacja tych wzgórz to Siwice (608 m.n.p.m.), na którą wchodzimy od północno-zachodniej strony. W drodze powrotnej obejdziemy ją od strony południowej bo jest też i taka możliwość.
Pod sam wierzchołek Siwiców zaczyna powoli podchodzić las ograniczający widoki na południe. Za kilkanaście lat może się okazać, że z tego powodu wierzchołek może zarosnąć wtórnie. Póki co widoki z niego są jeszcze bardzo ładne.
Schodząc w dół w stronę przełęczy trzeba uważać na kałuże i koleiny wypełnione wodą. To skutek działalności amatorów quadów, którzy i tym spokojnym rejonom nie odpuszczają – niestety. Na szczęście dzisiaj nikogo takiego tutaj nie spotkaliśmy.
Przełęcz Szklarska z „Witaczem”.
Na przełęczy tej znajduje się wysoki maszt z przekaźnikiem telefonii komórkowej a nieco dalej kapliczka słupowa. Jest ona łudząco podobna do tej znajdującej się w Jaśliskach, na tzw. Szwedzkim Kurhanie obok cmentarza. Kapliczka na Przełęczy Szklarskiej stoi tu od XVIII wieku.
W tradycji ludowej zachował się przekaz, że ustawiona jest na mogile konfederatów barskich, którzy mieli zginąć w potyczce z wojskami rosyjskimi pod Jaśliskami 5 kwietnia 1769 r. Wg innych źródeł ma ona upamiętniać zwycięstwo nad sprzymierzonymi ze Szwedami siedmiogrodzkimi wojskami Rakoczego w 1657 r.
Dawniej przez Przełęcz Szklarską przebiegał ważny szlak handlowy prowadzący z Rymanowa przez Jaśliska i przełęcz Beskid nad Czeremchą na Węgry. Zwany był on Traktem Węgierskim lub też Traktem Winnym, gdyż głównym towarem handlowym przewożonym tędy były węgierskie wina.
Po krótkim pobycie na Przełęczy Szklarskiej udajemy się w dalszą drogę w stronę widocznej Bani Szklarskiej. Wcześniej jednak musimy przekroczyć drogę prowadzącą z Daliowej do Rymanowa. Po drugiej stronie drogi wita nas tzw. „Witacz” Gminy Jaśliska, czyli zadaszony budyneczek murowany z kamienia w formie bramy, poświęcony św. Janowi Pawłowi II. Na ściance umieszczono dużą tablicę informacyjna a obok stojaki dla rowerów. Tablica informuje o pobycie w tych okolicach K. Wojtyły oraz cytuje kilka jego przemyśleń i sentencji.
W 2019 roku wyznakowano i otwarto nowy Szlak Kulturowo-Przyrodniczy „Szklary”. Liczy on ok. 5,5 km wyprowadzając z Przełęczy Szklarskiej na Banię Szklarską i przez tereny dawnej wsi Szklary doprowadza do Ścieżki Historycznej „Na Węgierskim Trakcie”. Puki co na terenie gminy Jaśliska mamy dwa takie „witacze” (może będzie więcej?) Ten drugi znajduje się w nieistniejącej wiosce Czeremcha, leżącej na południe od Jaślisk.
Bania Szklarska (695 m n.p.m.).
W odległości kilkuset metrów na wschód od przełęczy, tuż przy rozjeżdżonej przez ciężki sprzęt drodze, znajduje się rozległy plac, na którym składowane jest drewno pozyskiwane z okolicznych lasów. Tą właśnie drogą prowadzi w/w szlak na Banię Szklarską
Droga nie nadaje się do przejścia gdyż buty grzęzną w błocie – tak bardzo po ostatnich opadach jest rozjeżdżona i zmasakrowana. Nie ma możliwości żeby przejechać tędy rowerem! Musimy jednak jakoś ten odcinek pokonać starając się iść zarośniętymi, niekoszonymi łąkami.
Dopiero po przekroczeniu potoku Chyżny droga staje się normalną do przejścia – najpewniej dlatego, że nie ma tu lasów. Odtąd już humory nam się poprawiają i spokojnie podchodzimy na szczyt. Widoki z podejścia stają się coraz rozleglejsze co cieszy najbardziej.
Ponadto wśród łąkowych roślin wypatrujemy kwitnących jeszcze jesiennych kwiatów – co również bardzo cieszy oczy.
Na szczycie zasiadamy na ławeczce na krótki odpoczynek, posilenie się i uzupełnienie płynów. Ławeczka ta jest 26 z serii 50 ławek wykonanych dla uczczenia 50-lecia istnienia SKPB Rzeszów. Kilka z takich ławek zaliczyłem już podczas swoich wędrówek.
Widoki z Bani Szklarskiej są bardzo rozległe i piękne więc robię dużo zdjęć.
Bania Szklarska to szczyt zachodniego, krótkiego ramienia odchodzącego od tzw. Gniazda Jawornika. Jawornik (761 m n.p.m.) stanowi centralny punkt rozrogu górskiego, od którego rozchodzi się aż sześć ramion w różnych kierunkach. Gniazdo to znajduje się na zachód od długiego wału górskiego zwanego Pasmem Bukowicy, odgrodzonego od niego przełomowym odcinkiem rzeki Wisłok. Gniazdo Jawornika stanowi też dział wodny między spływającymi na wschód do rzeki Wisłok potokami a dopływami Jasiołki spływającymi na południe. Ukształtowanie grzbietów odchodzących promieniście od Jawornika jest przez to mocno urozmaicone bo rozczłonkowane dolinkami tych potoków i ich dopływów. Teren jest gęsto zalesiony, trudny w orientacji, nie ma tu zbyt wielu dróg i ścieżek. To też jeden z najdzikszych i przez to rzadko odwiedzanych rejonów Beskidu Niskiego.
Zejście do Szklar.
W odległości nieco ponad 200 metrów na wschód od szczytu Bani, znajduje się obelisk papieski.
Schodzimy więc tam aby go zobaczyć po czym wracamy na szczyt i zaczynamy zejście do widocznej z góry zalesionej doliny potoku Chyżny.
Schodząc w dół bardzo wyraźnie widać ścieżkę historyczno-krajobrazową „Na Węgierskim Trakcie” prowadzącą ze Szklar do Posady Jaśliskiej. Warto przejść się tym krótkim, około 3 kilometrowym szlakiem, chociażby dla wspaniałych widoków.
W dolinie Chyżnego do 1946 roku istniała łemkowska wieś Szklary. Wprawdzie dzisiaj, powyżej tej doliny wzdłuż drogi z Daliowej do Rymanowa, ciągną się zabudowania wsi czy raczej osady o nazwie Szklary oraz pegeerowskie budynki gospodarcze ale nie jest to już ta sama wioska.
Od dawna przymierzałem się do tego aby w gąszczu łęgowych zarośli i gęstego lasu odszukać ślady po nieistniejących Szklarach ale do tej pory jakoś było mi nie po drodze. Dzisiaj sprawa jest ułatwiona bo jakiś czas temu oczyszczono nieco z samosiejek i krzaków zniszczone cmentarze i cerkwisko oraz wyznakowano ścieżkę. Dzięki temu spokojnie można odwiedzić to miejsce podczas dłuższej wędrówki bo nie trzeba tracić czasu na poszukiwanie i przedzieranie się przez gęstwiny i chaszcze.
Szklary (Шкляри).
Nazwa wsi wskazuje, że przed wiekami wytapiano tu szkło a urobek do jego produkcji wydobywano w kopalniach pobliskiej góry, zwanej Banią Szklarską (słowo bania wywodzi się z języka węgierskiego – banyá – i oznacza kopalnię. Trudno sobie wyobrazić, żeby wytopem szkła trudnili się pasterze pochodzenia wołosko-rusińskiego. W tamtych czasach zwykli zajmować się tym sprowadzani z innych stron fachowcy pochodzenia niemieckiego, czeskiego czy polskiego.
Trochę historii Szklar.
Początki wsi sięgają końca XV wieku kiedy tereny te należały do jaśliskiego klucza biskupów przemyskich. Wieś lokowana była powtórnie w 1527 roku, wtedy już na prawie wołoskim a jej pierwszym kniaziem został Wołoch Andriej Wal z Daliowej. Pierwszą drewnianą cerkiew pw. św. Mikołaja zbudowano w XVI wieku i erygowano przy niej parochię. Przetrwała ona do śmierci ostatniego parocha Iwana Harajewicza, która miała miejsce w 1848 roku (nagrobek parocha znajduje się na cmentarzu cerkiewnym), kiedy to za sprawą Wołodymyra Wengrynowicza przeniesiono ją do Daliowej. W roku 1894 w miejscu starej, niszczejącej cerkwi wybudowano nową a parochia (greckokatolicka) powróciła do Szklar prawie trzydzieści pięć lat później.
Starania o przywrócenie parochii zaczęły się w 1926 roku i trwały do 1930. W tamtym czasie za przyczyną schizmy tylawskiej wśród Łemków szerzyły się częste przypadki przechodzenia na prawosławie. Tutejsza ludność też ulegała takim trendom. Aby jednak do tego tutaj nie doszło włodarze greckokatoliccy rozdzieliły Daliową od Szklar i powołały parochię w Szklarach ponownie.
Przez wieki różne rozboje i potyczki wojenne nie omijały Szklar. W 1657 najazd Rakoczego na południowo-wschodnie ziemie polskie spustoszył wieś. W latach 1704-08 docierały tu echa III Wojny Północnej a więc walczące ze sobą oddziały wojsk rosyjskich i szwedzkich. Później (1769) stacjonował tu i walczył z Rosjanami oddział konfederatów barskich więc pobierane były przez konfederatów uciążliwe kontrybucje, za co okoliczna ludność raczej za nimi nie przepadała. W połowie XIX wieku przetoczyły się tędy wojska rosyjskie aby tłumić powstanie na Węgrzech.
Na przełomie wieków Szklary nie były dużą wsią. Zarówno liczba mieszkańców jak i gospodarstw była podobna do tej z sąsiedniej Kamianki, od której oddzielała ją Przełęcz Szklarska. Ogromna większość mieszkańców była wyznania greckokatolickiego. Poza nimi mieszkało tu 4 osoby wyznania rzymskokatolickiego i 5 mojżeszowego.
Podczas I wojny światowej wielkich szkód nie odnotowano bo fronty omijały wioskę. Następna wojna była jednak tragiczna, a zwłaszcza jesień 1944 roku kiedy toczyły się zacięte i krwawe walki o Przełęcz Dukielską. Po zakończeniu II wojny światowej w okolicy działały bandy UPA, a w 1946 wszystkich greckokatolickich mieszkańców wysiedlono na tereny ówczesnej Ukraińskiej SRR i wioska przestała istnieć.
Po wysiedleniu rdzennych mieszkańców na początku lat 50-tych XX wieku, powyżej dawnej wsi, wzdłuż drogi łączącej Daliową z Rymanowem powstał PGR.
Wybudowano tu też mieszkania dla jego pracowników. Zabudowania dawnej wsi z czasem zniszczono i rozebrano podobnie jak i cerkiew. Tereny po wyludnionej i zdewastowanej wiosce z biegiem lat wchłonął las.
Szklarskie cmentarze.
Obecnie nietrudno odnaleźć w terenie zdewastowane przez złych ludzi zniszczone cmentarze i zarastające chaszczami pozostałości fundamentów dawnej cerkwi. Wchodząc w las oznakowaną ścieżką docieramy najpierw do najmłodszego z trzech tutejszych cmentarzy. To tzw. cmentarz grzebalny, zajmujący dość dużą powierzchnię. Przez dziesiątki lat drzewa wyrosłe z samosiejek osiągnęły już spore rozmiary i zacieniają cmentarz. Zachowały się tu tylko dwa kamienne nagrobki z inskrypcjami. Pierwszy poniżej:
… i drugi krzyż w lepszym stanie:
To dzięki Stowarzyszeniu „Magurycz”, które remontowało je w 2005 roku wyglądają przyzwoicie. Ktoś, kto zna cyrylicę może jeszcze coś z tych inskrypcji odczytać. Jest tu też krzyż wykonany ze stalowych rur z czarną tablicą, na której widnieję imię i nazwisko kobiety pochodzącej a Kamianki oraz data jej urodzin i śmierci.
Wśród porastających cmentarz drzew można wypatrzeć słabo widoczne zarysy ziemnych mogił.
Najmłodszy cmentarz od drugiego cmentarza – przycerkiewnego – oddziela dość głęboki jar niewielkiego potoczku.
Tutaj w oddaleniu od siebie znajdziemy dwa zachowane kamienne cokoły ale niestety, już bez krzyży.
Nieco dalej kolejne dwa – te już stojące obok siebie.
Na tym cmentarzu pochowana jest młoda, miejscowa nauczycielka. Jeszcze w latach 80-tych XX wieku, przy jednym z cokołów leżała żeliwna tabliczka inskrypcyjna:
KAZIMIERA STANISŁAWA WĘGROWSKA
NAUCZYCIELKA TUTEJSZEJ SZKOŁY LUDOWEJ
ZMARŁA PO DŁUGIEJ CIĘŻKIEJ SŁABOŚCI
W 19 WIOŚNIE ŻYCIA NA DNIU 28 LISTOPADA
1 8 9 3.
SPOKÓJ I CZEŚĆ DROGIM JEJ POPIOŁOM
Obecnie owa tabliczka znajduje się w Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej.
Cerkwisko.
Na trzecim cmentarzu – cerkiewnym – znajdziemy najstarszy tutaj i być może też jeden z najstarszych, zachowanych na całej Łemkowszczyźnie, cokół na grobie parocha Iwana Harajewycza (1781-1848) i jego żony Ireny. O cokół oparte są szczątki metalowego krzyża – być może z tego cokołu? Na trzech bokach cokołu zachowały się napisy w trzech językach: ruskim, łacińskim i polskim.
Niedaleko od mogiły parocha znajduje się miejsce po cerkwi o czym świadczą resztki kamiennych fundamentów. Trzeba się dobrze postarać aby je wypatrzyć w gąszczu chaszczy porastających cerkwisko.
Na terenie cerkwiska, w miejscu ikonostasu stoi kamienna chrzcielnica z XIX wieku. Zarówno chrzcielnica jak i ocalałe cokoły krzyży nagrobnych, które leżały tu przez wiele lat połamane i poniszczone, były poddane renowacji i naprawie przez kamieniarzy, społeczników ze Stowarzyszenia Magurycz w 2004 roku. Oczyszczono też teren cmentarzy i cerkwiska z zarośli i samosiejek.
Te zbeszczeszczone i zniszczone przed kilkudziesięcioma laty cmentarze i miejsce po rozebranej cerkwi robią na nas przygnębiające wrażenie i skłaniają do głębszej refleksji. Co powoduje, że człowiek zachowuje się tak nieodpowiedzialnie żeby nie powiedzieć chamsko? I dlaczego to robi? Czy może to zakłamywanie historii? Czy po prostu głupota? Trudne to pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi, ale szukać wyrozumiałości dla takich ludzi nie sposób. Podczas moich wieloletnich wędrówek po rubieżach Beskidu Niskiego mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że praktycznie wszędzie tam, gdzie działały PGR-y spotyka się zdewastowane i zniszczone cmentarze łemkowskie.
Przez Siwice i Wierch na Kamińską.
Zabudowa dawnych Szklar ciągnęła się wzdłuż wiejskiej drogi w górę potoku Chyżny. Obecnie tereny te są gęsto zarośnięte i ciężko się przez nie przedzierać. Na pewno można by tam jeszcze odnaleźć ślady po dawnej zabudowie ale nie będziemy się tam zapuszczać z braku czasu. Najlepiej przyjechać tu wczesną wiosną kiedy nie ma liści na drzewach, bo wtedy możliwości odszukania czegoś są dużo większe.
Opuszczamy cmentarze wracając do ścieżki, którą tu przyszliśmy i kierujemy się na zachód wychodząc w końcu na urokliwe polanki. Niżej płynie potok Chyżny, który przekraczamy w dogodnym miejscu. Za potokiem mijamy ogrodzony teren ujęcia wody pitnej i drogą wyłożoną betonowymi płytami wchodzimy na teren współczesnych Szklar.
W zasadzie nie ma tu nic ciekawego do obejrzenia więc szybko przechodzimy przez tą osadę. Żeby nie iść asfaltową drogą skręcamy w lewo i szerokim łukiem poprzez łąki idziemy w stronę Siwic. Pod ścianą Działu (Diłu) Szklarskiego widzimy biegnącą sarnę a na południowym trawersie Siwic znajdujemy wilcze odchody.
Na przełęcz już nie wchodzimy a Siwice trawersujemy od południowej strony. Na pięknych i rozległych łąkach pod Wierchem gdzieniegdzie kwitną jeszcze jesienne kwiaty. Pogoda wyraźnie się poprawiła tak, że pojawiły się motyle.
Dalej przechodzimy przez mało wyraźną w terenie kulminację Wierchu aby następnie wspiąć się na bardziej wyrazistą Kamińską (638 m n.p.m.).
Połoniny w miniaturze – Kamińska i Popowa Polana.
Kamińska (639 m n.mp.) to niepozorna jeśli chodzi o wysokość bezwzględną góra ale przyjemnie zaskakuje widokami jakie się z niej rozciągają.
Bardzo ładnie przedstawia się stąd widok otoczenie Kamionki i górujący nad nią masyw Pitrosy. W stronę południowo-zachodnią i na zachód otwierają się widoki na pozostałe wzniesienia Beskidu Dukielskiego z ciekawie wyłaniającą się zza Popowej Polany Cergową. Na północy widoczne są wzgórza Rymanowskie i Pogórze Dynowskie a na wschodzie Gniazdo Jawornika z łysą Banią Szklarską.
Watro tu spędzić trochę czasu dla tych widoków. Jeśli jednak ktoś nie ma na to za wiele czasu wystarczy powoli iść i je podziwiać bo wierzchowina jest tu na tyle płaska i rozległa, że spokojnie widokami można się nasycić.
Także przejście z Kamińskiej na Popową Polanę dostarcza pozytywnych wrażeń. Rozległe widoki, niekoszone, wysokie, pożółkłe trawy czochrane wiatrem i ścieżka wijąca się wśród nich jako żywo bieszczadzkie połoniny przypominają – zwłaszcza te mniejsze i łagodniejsze w paśmie granicznym.
Z kolei przejście przez zalesioną przełączkę między Kamińską a Popową Polaną też wywołuje dreszczyk emocji. A dostarczają ich wypełnione wodą głębokie koleiny wyżłobione kołami traktorów.
Później łagodne podejście na rozległą wierzchowinę Popowej Polany i wyłaniająca się powoli Cergowa, niczym sylwetka leżącej kobyły, wrażenia te dopełnia.
Popowa Polana.
Popowa Polana nazywana też Kamionką ma zbliżoną wysokość bezwzględną do Kamińskiej. Różni się ona tylko jednym metrem – co w praktyce wiele nie znaczy – i wynosi 638 m . Żądna z nich nie jest jednak najwyższą górą tych, opisywanych tutaj widokowych wzgórz. Najwyższą jest zalesiona góra leżąca pomiędzy Kamińską a Popową Polaną, licząca 649 m n.p.m. Droga, którą szliśmy ten wierzchołek jednak omija.
Popowa Polana oddziela Kamionkę od Lubatowej. Rozciąga się z niej piękny i rozległy widok, podobny nieco do tego z Kamińskiej. Wyraźniejsza, bo bliższa stąd Cergowa wygląda jak leżąca kobyła co najlepiej widoczne jest zimą kiedy śnieg podkreśla kontury i pojawiają się większe kontrasty. W kierunku północno-zachodnim odsłaniają widoki na wzgórza nad Lubatową i na Pogórze Jasielskie, które były niewidoczne z Kamińskiej bo zasłaniała je Popowa Polana.
Przy sprzyjającej pogodzie i dobrej przejrzystości powietrza pięknie prezentują się stąd Tatry – podobnie zresztą jak z Kamińskiej. Tym razem jednak nie było nam dane oglądanie Tatr – nie było odpowiedniej pogody.
Mimo tego widoki z Popowej Polany i tak zachwycają.
Od niedawna na Popowej Polanie stoi stalowy słupek a na nim też stalowa skrzyneczka z pamiątkową pieczątką i zeszytem do wpisów. Taki miły akcent dla zbieraczy i kolekcjonerów pieczątek z nazwami szczytów, (czyt. – zdobywców koron przeróżnych pasm górskich). Żeby nie było niedomówień – popieram takie hobby i doskonale rozumiem miłośników takiego sposobu kontaktu z górami wszelkimi. Sam kilkadziesiąt lat temu zbierałem punkty do GOT-u i dedykowane im odznaki.
Zejście do Abramowa.
Na zakończenie dzisiejszej wędrówki zostało nam już tylko zejście z Popowej Polany do Abramowa. Jest ono stosunkowo długie ale wiedzie cały czas odkrytym terenem więc towarzyszą nam piękne widoki.
Późnym popołudniem pogoda ustabilizowała nam się bardzo przyjemna, słoneczna i bezwietrzna. W związku z tym bardzo lekko idzie się w dół, praktycznie nie odczuwając zmęczenia i co jeszcze bardziej utwierdza w nas w przekonaniu, że warto było tutaj przyjechać na wędrówkę.
Schodząc w dół przyglądamy się miejscom przez które rano przechodziliśmy czyli przez Abramów i Kamionkę. Wyglądają teraz inaczej i ładniej oświetlone późno popołudniowym słońcem.
W Abramowie niedaleko od drogi, nieopodal jednego z budynków gospodarczych stoi ukryty pod drzewami ciekawy krzyż na kamiennym postumencie, pięknie kuty ale już omszony. Znajduje się na nim owalna tabliczka a na niej widnieje data 1897 i napis – w tłumaczeniu:
„Ku chwale najwyższego boga wykonali Ioann i Anastasia Kuchta”
To już ostatnie zdjęcia, które wykonałem w Abramowie. Więcej o Abramowie i wędrówce przez widokowe wzgórza nad Kamianką pisałem w tej relacji.
Trasa wcześniejszej wędrówki różniła się jednak od tej opisanej tutaj i pokrywała się na odcinku: Przełęcz Szklarska – Kamińska – Popowa Polana, więc można je sobie tutaj porównać.
Na koniec, też dla porównania, zamieszczam mapkę z nałożonymi śladami ścieżek z wędrówek które odbyłem w tym rejonie:
- z marca 2017 roku – kolor czerwony
- z października 2021 roku – kolor niebieski
Opracowanie, tekst i zdjęcia – Antoni Noga.
W przygotowaniu opisu wspomagałem się przewodnikami:
„Beskid Niski dla prawdziwego turysty” Oficyny Wydawniczej „Rewasz” 2007
„Od Komańczy do Krempnej” W. Grzesik, T. Traczyk, Warszawa 1987
Panie Antoni.Mam wrażenie,że cupka Pan w miejscu i kręci się w kółko i opisuje to . Te wszystkie nazwy miejscowości tak często się powtarzają,a widoki są tak podobne do siebie.Do przodu!Przed siebie!Dalej!
Pozdrawiam.
Wiesia – Dziękuję za komentarz. Oczywiście – biorę Pani opinię pod rozwagę i postaram się o więcej relacji z innych regionów. Chcę zaznaczyć, że na blogu znajduje się już wiele wpisów z różnych regionów, wystarczy przewertować wpisy i znaleźć coś dla siebie – do czego zachęcam 🙂 . Beskid Niski i jego pogórza są jednak tematem wiodącym tego bloga więc wpisów dotyczących tego tematu jest najwięcej. Pozdrawiam 🙂 .
Jak zawsze źródło wiarygodnej i rzetelnej wiedzy udostępnisz swoimi relacjami.
Zapewne większość czytających ( ze mną w tej grupie) nigdy nie była i nie będzie w tych stronach.
Zadam więc pytanie : CO AUTOR TEGO WPISU MIAŁ NA MYŚLI PISZĄC GO?
1.Zachęcić mimo wszystko do od odwiedzenia tych stron?
2.Dać sygnał, że istnieją takie miejsca?
3.Po kronikarsku zapisać miejsca swojej obecności?
4.Powód inny o którym zaglądający tu, czytający nie mają „zielonego” pojęcia?
Zasadniczo pkt 4 można wzbogacić o dodatek „powód inny” o którym nie chcę gadać i pisać 😉
@Paweł – Pytanie „Co autor miał na myśli … ? kojarzy mi się jeszcze z czasów podstawówki, kiedy to pani nauczycielka zadawała go uczniom podczas rozpracowywania wiersza 😉 . Widzę jednak, że w kolejnych pytaniach zawartych w podpunktach sam sobie po części na nie odpowiadasz. Zdaję sobie sprawę, że ogromna większość ludzi (ze mną włącznie) nie jest w stanie wszędzie być i poznawać tereny oddalone od swojego miejsca zamieszkania. Życia by brakło. Dlatego staram się przybliżyć ten Beskid Niski i jego pogórza osobom, które chciałyby tu przyjechać. Pokazać piękno przyrody, ciekawą i skomplikowaną historię a nawet pewnego rodzaju egzotykę, która… Czytaj więcej »