Od pewnego czasu na blogu nie pojawił się żaden wpis z rowerowych wojaży. Pora więc tą lukę uzupełnić – tym bardziej, że ostatnio często na rowerowo – krajoznawcze wycieczki się wybierałem. Jedną z ciekawszych była wycieczka we wschodnie rubieże Beskidu Niskiego, a konkretnie w rejony górnego biegu rzeki Jasiołki i okolice zasilających ją potoków. Zahaczyłem też i o inną, ważną rzekę Beskidu Niskiego – Wisłok w okolicach Surowicy oraz jego dopływ – Moszczaniec.
Rowerową wycieczkę rozpocząłem w miejscowości Daliowa skąd przez Posadę Jaśliską pojechałem do Woli Niżnej. Tam wjechałem na odcinek historycznej, Beskidzkiej Trasy Kurierskiej JAGA-KORA. Później przez Wolę Wyżnią i tereny Rudawki Jaśliskiej pojechałem do największego na terenie polskich Karpat rezerwatu przyrody Źródliska Jasiołki. Obejmuje on swym zasięgiem rozległe tereny łąk i młaków w miejscach nieistniejących już wiosek Rudawki Jaśliskiej i Jasiela oraz stare, puszczańskie lasy bukowe Pasma Granicznego ze szczytami Kanasiówka i Pasika. Z Jasiela drogą leśną poprowadzoną stokami Kiczery Długiej zjechałem do Moszczańca. Dalej przez tereny nieistniejącej wioski łemkowskiej Surowica, wzdłuż Wisłoka i Potoku Surowicznego pojechałem do uroczo położonych u stóp Polańskiej terenów po kolejnej nieistniejącej wiosce łemkowskiej – Polany Surowiczne. Następnie odcinkiem historycznej, Beskidzkiej Trasy Kurierskiej JAGA-KORA udałem się do Woli Niżnej i przez Posadę Jaśliską wróciłem do Daliowej.
Pod tym linkiem można się zapoznać z drugą częścią tej wycieczki.
Ze względów praktycznych podzieliłem opis tej wycieczki na dwie części. Po prostu trasa prowadziła przez wiele ciekawych miejsc, o których mam wiele materiału więc przedstawienie wszystkiego w jednym opisie byłoby uciążliwe do przebrnięcia przez czytelników. W części pierwszej przedstawiam odcinek z Daliowej do Jasiela, w drugiej zaś trasa przebiegać będzie od Jasiela przez Polany Surowiczne i zakończy się w Daliowej.
Siedlisko „Zakucie”.
Któregoś jesiennego poranka spakowałem niezbędne rzeczy, założyłem rower na hak samochodu i pojechałem w Beskid Niski. Do Daliowej, gdzie zamierzałem zostawić samochód dojechałem od strony Tylawy jadąc z Jasła przez Duklę. Będąc tu kilka lat wcześniej, też samochodem z rowerem, zatrzymałem się przy gospodarstwie agroturystycznym „Zakucie”, gdzie za zgodą sympatycznego właściciela zostawiłem swój samochód. Podobnie zrobiłem i tym razem mając pozytywne wspomnienia związane z tym miejscem.
Gospodarstwo agroturystyczne, które tu z całą odpowiedzialnością polecam usytuowane jest w cichej, spokojnej dolinie, w północno-zachodnim skraju wsi Daliowa k/Jaślisk. Samo słowo „zakucie” oznacza spokojne i zaciszne miejsce położone gdzieś na uboczu i wywodzi się z j. łemkowskiego. Zresztą teren, na którym to gospodarstwo się znajduje też kiedyś tak się nazywał. Właściciele nie ukrywają, że mają łemkowskie korzenie nic więc w tym dziwnego, że swoje gospodarstwo nazwali Siedlisko Zakucie. W swoim gospodarstwie prowadzą hodowlę danieli i koników polskich oraz kur i królików. Uprawiają warzywa i owoce, z których przygotowują smaczne posiłki. Mają także własną pasiekę a co za tym idzie też i własny miód. Dla uatrakcyjnienia pobytu organizują warsztaty plastyczne i wieczory pieśni łemkowskiej. Nie będę się jednak wiele rozpisywał bo szczegółowych informacji można dowiedzieć się pod tym linkiem.
Daliowa – Przejazd przez wieś.
Po krótkiej wymianie słów z właścicielem i jego kilkoma gośćmi zostawiam samochód, i przesiadając się na rower wyruszam w trasę.
Pierwszą miejscowością przez którą przejeżdżam jest Daliowa.
Zakucie – jak sama nazwa wskazuje znajduje się nieco na uboczu, kilkaset metrów od drogi głównej, do której muszę się teraz dostać. Zaraz po dotarciu do niej skręcam na wschód aby dalej podążyć tą drogą. Po chwili zatrzymuję się żeby po prawej stronie drogi zrobić kilka zdjęć pięknej, murowanej kapliczce zbudowanej na przełomie XIX i XX wieku.
Nakryta jest ona czterospadowym daszkiem z blachy, zwieńczona cebulastą kopułą i prawosławnym krzyżem. Cała pomalowana jest na biało a wokół okienek i nad drzwiami posiada niebieskie wypustki. Daszek pomalowany na zielono ale farba zaczyna się już złuszczać.
Jadąc dalej drogą wzdłuż Jasiołki po lewej stronie drogi mijam drewnianą cerkiew zbudowaną w miejscu wcześniejszej, spalonej w 1931 roku. Przy cerkwi zatrzymam się w drodze powrotnej więc teraz tylko o niej wspominam.
Daliowa – Nieco o początkach i powstaniu wioski.
To jedna z najwcześniej lokowanych na prawie niemieckim wsi w tej części Beskidu Niskiego. Zasadźcą był Wołoch, niejaki Hryćko Zarowicz, który 25 lutego 1363 roku uzyskał akt lokacyjny od Kazimierza Wielkiego, zezwalający na założenie wsi nad rzeka zwaną wtedy Jasiel (Yassel). Osada od imienia zasadźcy nazywała się Hryciowa Wola. Później, w dokumencie z 1434 roku, wymieniona już jest pod nazwą Dalejów. Dokument ten dotyczył przekazania przez Wł. Jagiełłę królewszczyzny wraz z Jaśliskami i pobliskimi wsiami rzymskokatolickiemu biskupstwu przemyskiemu. Gdzieś około 1560 roku, wskutek napływu większej ilości ludności pasterskiej pochodzenia rusińskiego zmieniono lokację wsi z prawa niemieckiego na korzystniejsze dla przybyłych, prawo wołoskie. Przez wieki Daliowej nie omijały klęski i nieszczęścia. Już w 1657 roku oddziały Rakoczego spaliły Daliową i pobliskie Jaśliska. Około 120 lat później we znaki ludności dawali się Konfederaci Barscy i ich potyczki z Rosjanami. W czasie zaborów, w połowie XIX wieku powstała tu szkoła.
Na przełomie wieków zaczęła się na większą skalę emigracja zarobkowa za ocean. Wielu Łemków po kilkunastu latach wróciło z pieniędzmi do domów poprawiając byt swoich rodzin. Na krótko jednak bo wybuch Wielkiej Wojny spowodował, że znów zagościła tu bieda.
Czasy obu wojen światowych w Daliowej.
W czasie gdy przechodził tu front ludność wygnano na drugą stronę Karpat a wojska rosyjskie plądrowały i grabiły dobytek mieszkańców.
Również pierwsze lata po wojnie jak i okres międzywojenny nie należały do udanych. Wzrastała wtedy świadomość narodowa wśród Łemków, która nie podobała się nowym, polskim władzom. Do tego narastały spory na tle religijnym i dochodziło do konfliktów na tle gospodarczym (spory o lasy i wypasy) między ludnością łemkowską a przedstawicielami rzymskokatolickiego biskupstwa.
Wybuch drugiej wojny światowej przerwał te konflikty ale dla mieszkańców okazał się tragiczny w skutkach. Niemcy nakładali na ludność dotkliwe kontyngenty i wywozili młodych na przymusowe roboty. Pod koniec wojny, gdy zbliżał się front Niemcy sami się stąd wycofali aby uniknąć okrążenia więc nie doszło tu do ciężkich walk i zniszczeń. Żadna to jednak pociecha dla miejscowych Łemków, gdyż zaraz po wojnie wysiedlono ich na tereny Ukrainy a tych, którzy zostali dwa lata później wywieziono na ziemie odzyskane. Na ich miejsce, zajmując opuszczone domy, napłynęli nieliczni ale polscy osadnicy . Obecnie liczną przed wojną wieś Daliową zamieszkuje nieco ponad 300 osób.
Wracając do mojej wycieczki – Niedaleko od miejsca gdzie stoi cerkiew odgałęzia się droga w prawo, którą można dojechać do Jaślisk i dalej na Przełęcz Beskid nad Czeremchą w głównym grzbiecie wododziałowym Karpat, tu też kończy się Daliowa i zaczynają zabudowania Posady Jaśliskiej. Po chwili przejeżdżam przez most nad Jasiołką. Ma tu też swoje ujście potok Bielcza (Bełcza).
Posada Jaśliska.
To miejscowość powiązana przez wieki z Jaśliskami. W czasie, gdy Jaśliska posiadały prawa miejskie, Posada traktowana była jako przedmieścia Jaślisk. Nawet więcej – uważa się, że posada to miejsce, na którym założono miasto więc powinno być starsze od tego miasta.
Posada Jaśliska lokowana była na prawie niemieckim a później powtórnie na prawie wołoskim. W dokumencie z 1598 roku wymieniona była nawet jako Jaśliskie Przedmieście. Podobnie też jak miasto Jaśliska była ona jedyną wsią zamieszkałą w większości przez ludność polską w całym kluczu jaśliskim. Nigdy nie było tu ani świątyni, ani cmentarza. Wieś należała do parafii parafii rzymskokatolickiej w Jaśliskach a wyznawcy obrządku wschodniego do parochii w Daliowej. Polscy mieszkańcy Posady utrzymywali dobre kontakty z zamieszkującymi okolice Łemkami – często dochodziło do mieszanych małżeństw, pomagano sobie w wychowywaniu dzieci, a nawet zapraszano się też wzajemnie na obchody różnych świąt. W okresie międzywojennym przeżywała trudny czas gdyż była bardzo przeludniona dochodziło do przypadków dzielenia niewielkich kawałków ziemi nawet na kilkadziesiąt części. Mieszkańcy musieli więc szukać dla siebie innych sposobów zarobkowania. Najczęściej trudnili się kamieniarstwem.
Podczas II wojny światowej we wsi znajdował się punkt kurierski na trasie między Rymanowem a Čertižném, po drugiej stronie Karpat.
Posada Jaśliska – przejazd przez wieś.
W północnej części wioski, nad przysiółkiem Sołtyskie, przy starym Trakcie Węgierskim znajduje się słynna kapliczka „U Jana”.
Pochodzi prawdopodobie z końca XVIII wieku i jest poświęcona św. Janowi Nepomucenowi, patronowi od złej wody i dobrej chwały. Także opiekunowi podróżnych. Dawnym zwyczajem prowadzących bydło na sprzedaż było oprowadzanie krów dookoła tej kapliczki, co było gwarancją, że bydło jest zdrowe i dobrej kondycji. Ta kapliczka „zagrała” też rolę w kultowym filmie „Wino truskawkowe” nakręconym na podstawie opowiadania Andrzeja Stasiuka „Opowieści Galicyjskie”. Tą starą drogą obok kapliczki wiódł szlak winny na Węgry, skąd sprowadzano hektolitry „węgrzyna”. Dziś na odcinku miedzy Szklarami a Jaśliskami wytyczona jest ścieżka historyczna „Na Węgierskim Trakcie”.
Jadąc przez wieś uwagę zwracają stare drewniane domostwa, nowe zbudowane już po wojnie murowane domy oraz kapliczki przydrożne. Niedaleko od przystanku PKS, około 350 mertów od mostu na Jasiołce ciekawostką jest tzw. Czeski Krzyż, pod którym pochowano poległych w 1944 roku Czechosłowaków walczących o Przełęcz Dukielską. Później ekshumowano ich ciała i przeniesiono na cmentarz po słowackiej stronie tej przełęczy.
Trochę dalej, w stronę Woli Nżnej jest jeszcze jedna ciekawostka – przy zielonym, drewnianym domu zachował się relikt PRL-u.
Posada Jaśliska. Pomnik z tablicą – relikt PRL-u.
To niewielki pomnik wystawiony w 1974 roku z napisem na tablicy „w hołdzie poległym o utrwalanie władzy ludowej”… Do tej pory nikt go jeszcze nie zdemontował.
Na północ od drogi, na grzbiecie odkrytego wzgórza przy starej, tzw. Surowickiej Drodze rzuca się w oczy wysoki, biały metalowy krzyż ustawiony tam w 2000 roku. Niedaleko od niego znajduje się duża, murowana biała kapliczka nakryta czerwonym dachem. Warto wybrać się na przechadzkę tą drogą przez Ibocz i Ruska Górę (zwaną też Biskupim Łanem) do Polan Surowicznych gdyż prowadzi ona odkrytymi, widokowymi wzgórzami. Można też wejść na nieodlegą Łysą Górę, z której mamy piękne widoki na okolicę.
Niepostrzeżenie opuszczam Posadę Jaśliską wjeżdżając do kolejnej wioski, którą jest Wola Niżna.
Wola Niżna – nieco o historii wsi.
Wg dokumentu lokacyjnego nadanego przez biskupa przemyskiego w 1454 roku zwała się Wolą Iwanszową (od imienia sołtysa Iwansza Wołocha). Później, od 1470 nazywana była już Wolą Jaśliską. Po napływie większej ilości osadników ze wschodu, z górnej część wsi wydzielono oddzielną osadę i w 1537 roku lokowano ją na prawie wołoskim. Nazwano ją Węgierką (od nazwy potoku spływającego z Kamienia) a później przemianowano na Wolę Wyżnią. Wola Jaśliska w 1542 r. została na nowo lokowana przez biskupa Stanisława Tarło już na prawie wołoskim i od XVII wieku nazywana była Wolą Niżną. Podobnie jak miasto Jaśliska i okoliczne wioski należała do biskupów przemyskich.
Jadąc dalej mijam zabudowania i kapliczki a następnie, po prawej stronie stojącą nieco dalej od drogi wśród drzew, dawną cerkiew murowaną.
Dawna cerkiew w Woli Niżnej i jej otoczenie.
Cerkiew św. Mikołaja została wybudowana w 1812 roku w stylu józefińskim. Po wysiedleniu stąd Łemków została przejęta przez kościół katolicki.
Niestety – tego dnia, kiedy przejeżdżałem tędy świątynia była zamknęta. Na początku stycznia 2021 roku pojechałem do Woli Niżnej pchodzić po okolicznych górkach i udało mi się wejść do środka tuż przed mszą i zrobić. zdjęcie. Tak wygląda część ikonostasu:
Wewnętrzne ściany i sufit cerkwi zdobią piękne polichromie wykonane w 1905 roku przez Michała Bogdańskiego, artystę malarza z Jaślisk. Znajduje się tu też niedawno z pietyzmem odnowiony – ale niestety – niekompletny ikonostas, także w części autorstwa Bogdańskiego (wiele ikon z tej cerkwi znajduje się obecnie w sanockim muzeum). Ten zdekompletowany ikonostas też dziwnie obecnie wygląda bo z ikon namiestnych pozostawiono dwie skrajne przedstawiające patrona świątyni św. Mikołaja oraz Michała Archanioła. Obie części carskich wrót są rozdzielone od siebie i znajdują się po bokach, prostopadle do tych ikon. Pozostałe 2 ikony Bogdańskiego umieszczono po obu stronach katolickiego ołtarza. Wygląda to nieco eklektycznie ale w sumie bardzo ładnie, co jest wynikiem pieczołowicie wykonanego remontu.
Watro jeszcze tu dodać, że w cerkiewnej wieży znajdują się trzy dzwony z 1826 roku. Oraz, że cerkiew ta jest zabytkiem bo w 1989 roku została wpisana do krajowego rejestru zabytków.
W niedalekiej odległości od cerkwi znajdują się aż trzy cmentarze. Na najstarszym z nich, przy samej cerkwi można odnaleźć ślady po ruinach kaplicy z 1858 roku. Pochowano tu też ostatniego parocha greckokatolickiego Woli Niżnej – Wołodymyra Kostryszyna. Został on zastrzelony w nocy 21 kwietnia 1946 roku przez grupę operacyjną W.P. dowodzoną przez por. Michalskiego, podczas rewizji jego domu w wyniku podejrzeń o ukrywanie banderowców. Po 59 latach od jego śmierci, w lipcu 2005 roku, postawiono na jego mogile pomnik mu poświęcony.
Drugi, mocno zniszczony po 1947 roku cmentarz, znajduje się na południowy zachód od cerkwi za płytkim, niewielkim rowkiem. Między drzewami zachowały się tu tylko dwa nagrobki. Trzeci cmentarz oddalony jest o około 350-400 metrów na wschód od cerkwi. Położny nad nadrzeczną skarpą i otoczony drzewami sąsiadującymi z polami ornymi.
Murowana kapliczka w Woli Niżnej. Kaplica z 1902 roku w Woli Niżnej
Trasa kurierska.
Podczas II wojny światowej przez miejscowości, przez które teraz będę przejeżdżał czyli: Wolę Niżną i Wyżną, Rudawkę Jaśliską i Jasiel przebiegała trasa kurierska „Jaga”. Koleją z Warszawy dojeżdżało się do Wróblika Szlacheckiego koło Rymanowa. Potem pieszo przez leśne i górskie ostępy Karpat pod opieką przewodników przekraczano granicę. Następnie znów koleją jechano aż do Budapesztu. Łączyła ta trasa kurierska nasz kraj z rządem na uchodźctwie. Przeprowadzani byli nią uciekinierzy z kraju zagrożeni hitlerowskimi prześladowaniami. Szli tym traktem także ochotnicy pragnący dalej walczyć z bronią w ręku w polskich oddziałach zbrojnych formowanych na obczyźnie. Takich tras kurierskich podczas okupacji było więcej w Karpatach a ta była jedną z najważniejszych. Jednym z organizatorów tej trasy był por. Jan Łożański „Orzeł” pochodzący z nieodległego stąd Zarszyna.
W 2012 r. wyznakowano, a jesienią tego samego roku otwarto trasę turystyczną nazwaną „Beskidzką Trasą Kurierską JAGA-KORA”. Poprowadzono ją historycznymi ścieżkami, którymi przeprawiano się za granicę Polski aż do Budapesztu. Ów szlak turystyczny zaczyna się przy stacji kolejowej we Wróbliku Szlacheckim. Następnie przez Rymanów, Wołtuszową, Jawornik (762 m n.p.m.), Polańską (737 m n.p.m.), Polany Surowiczne, Wolę Niżną i Rudawkę Jaśliską prowadzi do Jasiela. A tak wyglądają znaki tego szlaku:
Dodam tutaj, że w w 2012 roku zrodził się pomysł na film – fabularyzowany dokument – opowiadający o leśnych kurierach. Film nazwano „Czas leśnych kurierów” i dostępny jest na nośniku DVD. Opowiada o kurierach i wspomagającej ich mieszkańcach terenów przygranicznych, którzy z narażeniem życia przerzucali uchodźców na zachód Europy a do kraju broń i pieniądze. Naprawdę warto ten film obejrzeć.
Warto też dodać, że od wieków wiódł tędy szlak przemytniczy na Węgry omijający posterunki celne i składy wina w Jaśliskach.
W górę Jasiołki.
Jadąc dalej dojeżdżam do dużej, murowanej, białej kaplicy z 1902 roku p.w. Jana Chrzciciela by tutaj skręcić w odchodzącą w prawo drogę. Tą drogą pojadę dalej przez Wolę Wyżną i Rudawkę Jaśliską do Jasiela.
Od tego miejsca droga prowadzi malowniczą doliną spływającej z gór Jasiołki.
Po drodze mijam kilka zabudowań w tym leśniczówką. Przejeżdżam obok ośrodka łowieckiego i dalej obok kolejnej leśniczówki zwanej Rudawka.
Nieco ponad półtora kilometra od tej leśniczówki, za brodem na Jasiołce, na niewielkim wzniesieniu znajduje się cerkwisko z ruinami fundamentów po cerkwi.
Cerkwisko i pozostałości cmentarza w Woli Wyżnej.
Od 1891 roku stała tu drewniana cerkiew greckokatolicka p.w. św. Męczennika Dymitra, zapewne w miejscu wcześniejszej. Rozebrano ją prawdopodobnie w roku 1964, kiedy to w Woli Wyżnej działał już PGR. Na zrujnowanym cmentarzu obok cerkwi niewiele już można zobaczyć. Pozostało tylko trzy nagrobki. Przez wiele lat leżały przewrócone i pokiereszowane. Były one remontowane w 2000 roku przez wolontariuszy ze Stowarzyszenia Magurycz.
Jadąc dalej mijam też – jakże by inaczej – przydrożny krzyż pod starą lipą i dużo młodszą jarzębiną. We wnęce rzeźbionego, kamiennego cokołu tego krzyża znajduje się maleńka, wyglądająca na współczesną, figurka Matki Boskiej.
przydrożny krzyż z 1932 roku w Woli Wyżnej.
Pod cokołem, na kamiennym bloku widnieją wyryte cyrylicą – imię i nazwisko fundatora i rok 1932. Na tym kamiennym cokole ktoś dokleił współczesny, lastrykowy krzyż z głową Chrystusa. Ktoś chciał dobrze ale jednak dość nienaturalnie to teraz wygląda …
Wola Wyżna – trochę historii.
Jak już wcześniej wspomniałem Wolę Wyżną wyodrębniono z Woli Jaśliskiej jako samodzielną wieś i w 1537 roku lokowano na prawie wołoskim. Jej pierwszym kniaziem (sołtysem) za zgodą biskupa Piotra Gamrata został Iwaśko Wołoch. W 1642 r. na osobistą prośbę Stefana Wolańskiego został potwierdzony przywilej lokacyjny. Pod koniec XIX wieku wieś zamieszkiwali głównie grekokatolicy.
W czasie I wojny światowej, w masywie nieodległego stąd Kamienia (857 m n.p.m.) toczyły się zacięte walki. Pamiątką po tych tragicznych czasach są liczne cmentarze na wschodnich stokach Kamienia, powyżej uroczyska Czerniny nad Wolą Wyżną.
Po II wojnie światowej wszystkich mieszkańców wysiedlono a domy po nich pozostawione zasiedliły polskie rodziny z innych wsi.
W pierwszej połowie lat 60-tych XX utworzono tu PGR, który przetrwał prawie 30 lat przekształcając i dewastując środowisko. Obecnie betonowe budynki pozostałe po nim szpecą te pięknie położone okolice i przypominają o słusznie minionych czasach.
Nieciekawe to dla mnie tereny zatem zostawiam ten betonowy, szpetny świat.
Odcinkiem drogi wyłożonej tu betonowymi – a jakże – płytami kieruję się na południowy wschód, w stronę nieistniejącej miejscowości Rudawki Jaśliskiej. Kończą się też rozleglejsze tereny bo las ekspansywnie wkracza w opuszczone przez ludzi tereny.
Na szczęście droga wyłożona betonowymi płytami nie ciągnie się zbyt długo więc wkrótce wjeżdżam na szutrową drogę wysypaną tłuczniem i przechodzącą dalej w gruntową.
Rudawka Jaśliska.
Z przywileju wydanego w 1579 r. wynika, że niejaki Tomasz Rudawski otrzymał od biskupa przemyskiego Wojciecha Sobiejuskiego akt na założenie wsi w dolinie Jasiołki. To od nazwiska zasadźcy wieś wzięła swoją nazwę. Jak się później okazało była to najmniejsza i najpóźniej założona wioska w całym tzw. Kluczu Jaśliskim. Rozlewająca tu swe wody na równinnych łąkach Jasiołka oraz liczne młaki i torfowiska nie stwarzały dobrych warunków do uprawy roli. Dlatego też mieszkający tu Łemkowie poza hodowlą zwierząt musieli szukać sobie innych zajęć. Być może chwytali się przemytu albo nawet zbójowania (jak mieszkańcy sąsiedniego Jasiela) bo tereny przygraniczne i szlaki handlowe były w pobliżu. Musiała też być i nawiedzana przez beskidników czy tołhajów, i rabowana.
Tak czy inaczej była to najbiedniejsza wioska w okolicy. Nigdy nie było w niej cerkwi – po prostu mieszkańców nie byłoby stać na jej utrzymanie. Chodzono więc do cerkwi w sąsiednich wioskach. Do roku 1818 Rudawka Jaśliska była częścią parochii w Woli Niżnej, a następnie w Jasielu.
Rudawka Jaśliska – nieliczne pamiątki po mieszkańcach.
W końcu XIX wieku rozpoczęła się w Galicji emigracja zarobkowa więc i część tutejszych mieszkańców (podobnie zresztą jak i z sąsiednich wiosek) wyjeżdżało za chlebem do Ameryki. Z kolei w latach 1914-15 przechodziły tu fronty Wielkiej Wojny co jeszcze bardziej wpłynęło na ubożenie ludności. Okres międzywojenny też nie należał do udanych. Całkowitą jednak klęskę wioska poniosła po drugiej wojnie światowej kiedy to wysiedlono stąd całą ludność.
Pozostawione domy spalono zaraz po wysiedleniu albo rozebrano w czasach gospodarowania w tych okolicach PGR-u.
Pozostały puste, wtórnie zarastające tereny, gdzieniegdzie przydrożne krzyże, często zdewastowane, jakieś ruiny podmurówek czy zdewastowany cmentarzyk wiejski. Jadę dalej przejeżdżając mostem nad Jasiołką, którą od teraz będę miał po prawej ręce. Mijam niewielką polankę i po chwili dojeżdżam do miejsca, gdzie stoi jedna z najstarszych, zachowanych pamiątek po mieszkających tu Łemkach. Jest nią wysoki, kamienny krzyż z oberwanym ramieniem. Na krzyżu wyryta jest data 1865 oraz imiona i nazwisko fundatorów, którymi byli Petro i Pawel Stec. Ten krzyż był remontowany przez wolontariuszy ze Stowarzyszenia Magurycz. Na prawie równie stary, bo tylko dwa lata młodszy, kamienny krzyż przydrożny natknąłem się podczas wędrówki przez Wapienne. Opisałem to w tym wpisie.
Około 200 m od krzyża można jeszcze, w leśnej gęstwinie odnaleźć resztki murku i zniszczonego cmentarza wiejskiego porośniętego krzewinkami barwinka. Gdzieniegdzie, przy zarośniętej drodze można też natknąć się na krzyż lub cokół bez krzyża. Ot, i cała to dziś Rudawka Jaśliska … ta historyczna oczywiście.
Współcześnie wygląda całkiem inaczej bo od styczniu 1994 roku tereny nieistniejącej Rudawki Jaśliskiej i sąsiadującego z nią, też nieistniejącego Jasiela, objęte zostały ochroną prawną w ramach rezerwatu przyrody.
Właśnie niedaleko od miejsca gdzie stoi ów stary krzyż – ale już na otwartym terenie – przebiega granica rezerwatu.
Rezerwat „Źródliska Jasiołki”.
To jak do tej pory największy w polskich Karpatach rezerwat i zajmuje powierzchnie 1572 ha (planowana była 1585 ha). Znajduje się on w Jaśliskim Parku Krajobrazowym obejmując swym zasięgiem tereny po wysiedlonych wioskach Rudawce Jaśliskiej i Jasiela. Także szczytowe partie Pasiki (848 m n.p.m.), Kanasiówki (823 m n.p.m.) i Weretyszowa (742 m n.p.m.) porośnięte przez puszczańskie lasy bukowe z domieszką jodły i jawora. Na terenie rezerwatu, na stokach Kanasiówki, dwie ważne podkarpackie rzeki Jasiołka i Wisłok mają swoje źródła i te źródłowe odcinki potoków też są chronione… Poza tym podmokłe łąki w dolinie górnej Jasiołki, młaki, torfowiska i śródleśne mokradła. I oczywiście cały bogaty świat roślinny i zwierzęcy znajdujący się na tym terenie. O rezerwacie nie będę się wiele rozpisywał bo można o nim poczytać np. tutaj. Od siebie dodam, że są tu bardzo urokliwe i urzekające swym pięknem miejsca.
Przez teren rezerwatu i Jasiela prowadzi szlak kurierski JAGA-KORA oraz nieco dalej schodzący z Pasma Granicznego od strony Kamienia i przebiegający przez Jasiel i wyprowadzający na Kanasiówkę, odcinek długodystansowego szlaku niebieskiego PTTK im. K. Pułaskiego. Z Woli Niżnej przez Jasiel i dalej do Moszczańca prowadzi też odcinek Polsko – Słowackiej trasy rowerowej w ramach projektu Interreg V-A 2014-2020, który jest obecnie realizowany. Tą samą trasą (z odgałęzieniem do Lipowca) poprowadzony jest też szlak konny znakowany na pomarańczowo.
Niedaleko od granicy rezerwatu po prawej stronie drogi pojawiają się pierwsze zbiorniki wodne.
Zbiorniki wodne i torfowiska w Jasielu.
Utworzono je w celu ochrony przeciwpożarowej, po tym jak w latach 90 XX wieku kilka razy paliły się torfowiska. Ostatni taki przypadek miał miejsce 24 maja 2011 roku. Paliło się też wtedy torfowisko Haburské rašelinisko, znajdujące się wyżej, bo przy granicznym szlaku po słowackiej stronie.
Dziś te zbiorniki wodne tak wpasowały się w tutejszy krajobraz, że tylko przydają uroku temu miejscu. Stanowią też środowisko dla życie wielu gatunków roślin, zwierząt i owadów.
Zbiorniki wodne utworzone po spiętrzeniu Jasiołki ciągną się tu na długości ok. 250 metrów, prawie do miejsca, gdzie rzeczka utworzyła duży meander.
Jasiel.
Wieś założono u zbiegu potoków źródłowych Jasiołki w 1559 roku na prawie wołoskim jako wieś królewską. Nie należała ona nigdy do Klucza Jaśliskiego biskupów przemyskich. Znana była w okolicy z tego, że mieszkańcy zajmowali się głównie przemytem albo zbójowaniem. Po rozbiorach Austriacy sprzedali wieś w ręce prywatne. W XIX wieku należała do rodziny Kłopotowskich by później stać się własnością Czartoryskich.
Z czasów I wojny światowej znana jest opowieść, że zimą 1914-15 w okresie świątecznym, gdy przechodził tędy front na polanie zwanej później Żołnierską Polaną spotkali się przeciwnicy i składając sobie życzenia pili razem wódkę. Można??? Można!!! Polana ta, dziś już pochłonięta przez las, znajdowała się na wschód od wioski pod północno-zachodnim grzbietem odchodzącym od Kanasiówki.
Szlakiem przez Jasiel.
Jadąc drogą przez teren rezerwatu przejeżdżam obok stojącego przy drodze samotnego, pięknie zdobionego, żeliwnego krzyża na piaskowcowym cokole. Wyryta jest na nim data 1901. To w przybliżeniu w tej okolicy przebiegała granica między Rudawką Jaśliską a Jasielem.
Tutaj też spotykam znaki szlaku niebieskiego, który przez drewnianą kładkę nad Jasiołką odchodzi na zachód.
Zachowane pamiątki po mieszkańcach Jasiela.
Nieco dalej droga podchodzi do skraju lasu skąd można dojść do młodszego z jasielskich cmentarzy. Należy go szukać w głębi lasu w odległości około stu metrów od drogi ale ja tam jednak nie idę. Jeszcze dalej, przy końcu tego zalesionego odcinka drogi, także po lewej stronie, na niewielkim zadrzewionym wzniesieniu, znajduje się starszy z cmentarzy.
To bardzo zniszczony cmentarz, na którym odnajduję jeden piaskowcowy cokół. Na terenie tego cmentarza pochowano żołnierzy sowieckich poległych walkach o Przełęcz Dukielską. Miejsce to oznaczono kamiennym obeliskiem z wykutą gwiazdą oraz datą 1944, w głębi ustawiono też dwa krzyże: żeliwny, pozostałość po zniszczonej cerkwi i drewniany.
Teren zniszczonego cmentarza łemkowskiego w Jasielu i kwatera żołnierzy sowieckich. Miejsce pochówku żołnierzy sowieckich, którzy zginęli w 1944 roku podczas operacji dukielsko-preszowskiej. Znajduje się ono na zniszczonym cmentarzu przycerkiewnym w Jasielu.
Na południe od tego cmentarza do końca II wojny światowej stała drewniana cerkiew greckokatolicka. W 1725 roku we wsi zbudowano drewnianą kaplicę, którą w sto lat później rozbudowano i w ten sposób powstała tu ta cerkiew. Później dobudowano do nej murowaną dzwonnicę. Zaraz po II wojnie światowej została zniszczona. Otoczona była lipami, z których kilka jeszcze tu rośnie.
Po chwilach spędzonych na cmentarzu i cerkwisku siadam na rower i jadę dalej. Niedaleko jednak bo znów co kawałek będę się zatrzymywał. A to przy kolejnych cokołach zniszczonych krzyży aby uchwycić je obiektywem aparatu, a to znów namierzyć jakiś ciekawy widok, czy inny obiekt.
Tereny nieistniejącej wioski Jasiel. Jasiel.
Po przejechaniu około pół kilometra znów się zatrzymuję aby przy mostku nad Jasiołką zrobić kilka zdjęć. Odtąd Jasiołka będzie po płynęła po lewej stronie drogi.
Zaraz za mostem spostrzegam kolejny ale bardzo charakterystyczny dla Jasiela widok często przedstawianyt na zdjęciach. To cokół, na którym zachowała się żeliwna podstawa krzyża z pięknym wizerunkiem Chrystusa między kolumienkami.
Niestety ale krzyż, na pewno równie piękny jak jego podstawa, został utrącony. Zachował się za to sterczący i rdzewiejący płaskownik wystający z cokołu, na którym z wielkim już trudem – ale jednak – da się jeszcze odczytać datę 1904.
Jasiel – ciąg dalszy przejazdu przez tereny byłej wioski.
Patrząc z mostu na prawo, w pewnej odległości od drogi widzę niszczejące dwa budynki czy to już raczej ruiny. To pozostałości po strażnicy WOP wybudowanej po 1946 roku.
Po opuszczeniu jej przez wopistów, w latach 60-tych służyła jako prowizoryczne schronisko dla wędrowców z plecakiem. Później przejął ją PGR i wykorzystywał do swojej działalności, następnie opuszczona niszczeje do dzisiaj zamieniając się w ruinę. Wcześniej w Jasielu, ale w górnej części wsi, istniała inna strażnica, którą w 1945 roku spaliły oddziały UPA.
Patrząc w lewo, w stronę Jasiołki dostrzegam rozlewiska i żeremia bobrowe, widać więc, że bobry mają się tu znakomicie!
Siadam na rower i jadę dalej zatrzymując się dopiero przy obelisku z tablicą poświęcony pamięci Kurierów Beskidzkich ZWZ-AK. Pomnik ten ustawiony przez działaczy brzozowskiego oddziału PTTK odsłonięto w 1981 roku. I to tu właśnie kończy się szlak trasy kurierskiej JAGA-KORA.
300 metrów dalej, z lewej strony drogi znajduje się ogrodzona zagroda dla koni.
Sto metrów dalej duże pole biwakowe z zadaszonym miejscem dla odpoczynku i tablicami informacyjnymi.
Miejsce upamiętnienia tych tragicznych wydarzeń.
W głębi tego pola za Jasiołką stoi okazały pomnik poświęcony pomordowanym przez oddziały UPA żołnierzy WOP-u.
Stoi on w miejscu, gdzie znajdowała się wspomniana już przeze mnie, zbudowana przed wojną strażnica WOP-u.
Po zakończeniu wojny, tereny te były areną walk WP z banderowcami z UPA. W marcu 1946 roku przeprowadzano ewakuację 30 osobowej obsady strażnicy WOP przez oddział żołnierzy wspomagany funkcjonariuszami MO z zagrożonej przez UPA strażnicy w Jasielu. 20 marca zostali oni zaatakowani i rozbici przez połączone siły trzech sotni (Chrina, Bira i Myrona). Dwóch żołnierzy zginęło, kilku odniosło rany a resztę schwytano i wzięto do niewoli. Oficerów i milicjantów rozstrzelano, pozostałych zaś podzielono na grupy wcześniej ich weryfikując. Część z nich bestialsko zamordowano a pozostałych po torturach i obdarciu z mundurów ponoć wypuszczono. Do dziś nie wiadomo co stało się z około dwudziestoma osobami. Więcej o tym tragicznym zdarzeniu, które upamiętnia pomnik można przeczytać tutaj. Dodam jeszcze, że w głębi lasu za pomnikiem znajduje się metalowy krzyż a pod nim miejsce przypominające zbiorową mogiłę. Być może pochowano tu część z pomordowanych żołnierzy WOP-u, lub też tych zaginionych???
Zaraz za polem biwakowym droga skręca na wschód a na południe odgałęzia się od niej ścieżka, którą poprowadzono niebieski szlak PTTK. Szlak ten doprowadza do granicy aby dalej, już granicą wyprowadzić na Kanasiówkę, Pasikę, Danawę i dalej poprowadzić do Łupkowa.
Pole biwakowe to też dobre miejsce na krótki odpoczynek i mały posiłek przed dalszą drogą. Niech to więc będzie to miejsce, w którym zakończę pierwszą część relacji z tej ciekawej wycieczki.
Ciąg dalszy nastąpi …
Opracowanie, tekst i zdjęcia – Antoni Noga.
Daliowa, Wola Niżna, Źródliska Jasiołki, Zakucie, Pachniączka, Jałowa Kiczera, Kłopotnica….
już sama ciekawość powinna spowodować otwarcie wrót Twego bloga i wejście.
Mam wrażenie, że Beskid Niski i miejsca, którym poświęcasz czas zastępują powoli „dzikie Bieszczady”. Mam tutaj na myśli spokój, słyszenie własnych kroków, brak tłumów turystów itp.
Czyli to co coraz trudniej znaleźć już tam (Bieszczady), a jest teraz tu (u Ciebie).
W podpowiedziach noclegowo-wypoczynkowych (tak to nazwijmy) kolejną wyhaczoną perełkę zapisuję w pozycji do 'zaliczenia kiedyś’.
SIEDLISKO „ZAKUCIE” …zapamiętam.
Jeszcze jedno, wrażenie mam, że lokowanie produktu (zabawki własnej) w tym wpisie zawarłeś;)
Mianowicie o wypasiony rower Twój pytam 🙂
@ Paweł – dziękuję, że znów tu zajrzałeś i swoją opinie zostawiłeś:). Widzę, że Twą ciekawość wzbudzają ciekawe nazwy miejscowości raczej nie spotykane w innych rejonach Polski. To dobrze bo jak by nie na to nie patrzeć, troszkę egzotyki wprowadzają … zwłaszcza w czasach covidu, kiedy to turystyka wyjazdowa bardzo utrudniona się stała 🙁 „Moje miejsca” i w Beskidzie Niskim, i w jego pogórzach już od bardzo dawna zastępują mi przereklamowane Bieszczady, gdzie tłumy turystów się przewalają. Tu jeszcze znajduję ciszę i spokój, o które teraz coraz trudniej. Muszę się zacząć wybierać w Pogórze Przemyskie bo to tereny do Beskidu… Czytaj więcej »
Czytanie relacji z Pana wycieczek,to relaks.Szkoda,ze w wielu tych miejscach nie byłam i juz nie będę.Ale jak czytam,to czuję jakbym była:) Mam w domu taki stary plecak a w nim spory bagaż co jak to mówią nic nie waży.Bagaż wspomnien z moich wedrówek.Czekam na relacje z Pogórza Przemyskiego o ktorym Pan Wspomniał.
@Wiesława – bardzo dużą przyjemność sprawił mi Pani komentarz 🙂 . Naprawdę . Miło mi, że ktoś – Pani – to docenia i przenosi się myślami w miejsca przeze mnie opisywane. Tym bardziej motywuje to do dalszego pisania i prowadzenia bloga. Dziękuję 🙂 . Niestety, życie tak szybko ucieka, że nigdy nie będziemy w stanie być i zobaczyć tego wszystkiego co byśmy chcieli. Ważne, że mamy takie „plecaki” i możemy do nich zaglądać. Co do Pogórza Przemyskiego to trochę potrwa zanim coś napiszę bo najpierw muszę się tam wybrać… Puki co polecam świetny blog http://karpackilas.pl/ tam p. Tomasz bardzo fajnie… Czytaj więcej »
Dziękuję serdecznie.Duzo dobrego czasu niech Panu los podaruje i radosci.Pozdrawiam:)
@Wiesława – dziękuję. Dużo zdrowia i optymizmu życzę w tym nowym roku.
Wjechałam w tekst Twojego bloga za sprawą siedliska Zakucie. Jak magnes działa na mnie i w mych miłych wspomnieniach pozostanie. Wspaniałe miejsce, trasy trekingowe i rowerowe. Wskazane zresztą przez włascicieli. Myslałam, ze o tych miejscach wiecej napiszesz ale odbiłeś w inną stronę.Może następnym razem 🙂
Fajny tekst.
@ Joanna – Wjeżdżaj 😉 tu częściej – jeśli mogę o to prosić – to zapraszam:). Siedlisko Zakucie – miło mi, że komuś… – Tobie – przypomniałem o miłych chwilach tam spędzonych 🙂 . Znaczy to, że naprawdę warto je odwiedzać i tam wypoczywać, bo i gospodarze mili, i tereny do wypoczynku wspaniałe, piękne i spokojne. A, że sam odbiłem w inną stronę? Cóż, taki miałem zamiar … Poza tym blisko tego miejsca mieszkam (ok. 50 km.) więc na pobyt tam się nie piszę. Polecał to miejsce jednak będę zawsze bo naprawdę warto wspierać takich gospodarzy. Pozdrawiam 🙂