W poprzednim wpisie na blogu przedstawiłem relację z rowerowej wycieczki z Daliowej przez Posadę Jaśliską, Wolę Niżną i Wyżną do rezerwatu przyrody „Źródliska Jasiołki”. Później wiodła ona z Jasiela przez Moszczaniec i Surowicę do Polan Surowicznych a kończyła się w Daliowej. Relację z tej wycieczki z racji tego, że zaczynała się już dłużyć (bo sporo materiałów mam o tych miejscach a chciałem je rzetelnie przekazać) przerwałem w Jasielu obiecując, że wkrótce do niej powrócę. Ten wpis jest więc kontynuacją tej rowerowej wycieczki. Dalsza część trasy przebiegała stokówką Kiczery Długiej z Jasiela do Moszczańca i dalej przez tereny nieistniejących już, kolejnych wiosek łemkowskich: Surowicy i Polan Surowicznych. Z Polan Surowicznych pojechałem odcinkiem Beskidzkiej Trasy Kurierskiej JAGA-KORA do Woli Niżnej skąd przez Posadę Jaśliską wróciłem do Daliowej.
Stokówką Kiczery Długiej.
Kiczera Długa to zalesiony wał górski odchodzący od Kanasiówki w kierunku północnym. Ciągnie się on na długości ok. 10 km i kończy w miejscu gdzie do rzeki Wisłok wpada jego lewy dopływ Moszczaniec. Na starych mapach dolny bieg Moszczańca nazywany jest też Surowicą, pewno dlatego, że w miejscu tym, do końca II wojny światowej tętniła życiem łemkowska wioska – Surowica. Stokówka zaś, którą jadę, początkowo wznosi się w kierunku wschodnim by po osiągnięciu ostrego zakrętu w lewo, wypłaszczyć się nieco. Początkowo jadę w miarę płasko by później lekko zacząć się obniżać. Tak podjeżdżam do granicy rezerwatu skąd już zjazd staje się bardziej stromy. Droga bowiem obniża się aby później biec wzdłuż potoku.
Po lewej stronie drogi mijam utworzoną na strumieniu przez bobry tamę spiętrzającą wodę. Nieco dalej dojeżdżam do rozległej polany.
Jakież było moje zdziwienie gdy po dotarciu tutaj nie zobaczyłem zabudowań dawnej leśniczówki. Pozostała po niej tylko stara studnia.
Na szczęście spotkałem dwóch leśników więc zapytałem co się tu stało. Odpowiedzieli, że została ona rozebrana półtora roku temu (w 2018 roku). Szkoda bo ładnie była wkomponowana w krajobraz. Być może powstanie tu jakiś inny budynek? Obecnie, ponad kilometr stąd i bliżej Moszczańca funkcjonuje nowa leśniczówka.
Szlaki turystyczne w rejonie Kanasiówki.
W tym miejscu do drogi dołączają znaki zielonego szlaku turystycznego PTTK sprowadzającego z Kanasiówki do Moszczańca i dalej przez Puławy do Beska. Pierwotnie ten szlak prowadził z Beska, przez Kanasiówkę, aż do Komańczy ale po zmianach dokonanych w 2015 roku, po doprowadzeniu do węzła pod Kanasiówką na granicy i, po osiągnięciu przełęczy Kalinowskiej, sprowadza do Kalinova na Słowacji. Na Kanasiówce rozpoczyna się też (lub kończy) żółty szlak turystyczny Kanasiówka – Wisłok Wielki – Wola Piotrowa. Biegnie tędy także, wspominany w poprzednim wpisie, szlak graniczny w kolorze niebieskim. Warto jeszcze wyjaśnić, że węzeł szlaków „Kanasiówka” znajduje się nie na samym szczycie tej góry, tylko na granicy ze Słowacją. Bardzo niezauważalny w terenie wierzchołek Kanasiówki, zwanej przez Łemków z Jasiela Hrabyna, leży niecałe 400 metrów na północ od granicy.
W okolicy miejsca po leśniczówce stan nawierzchni drogi stopniowo się poprawia tak, że nieco lepiej się jedzie. Na poboczu przy jednej z polan mijam jakiegoś starszego Passata kombi z rumuńska rejestracją. Nieco dalej dwóch Rumunów zbierających grzyby. Jak się później okaże to członkowie większej ekipy zbierającej w okolicznych lasach grzyby. Przypominam, że jest to koniec września i sezon grzybowy trwa w najlepsze.
Po ujechaniu niewielkiego odcinka drogi zatrzymuję się przy ładnej kapliczce przydrożnej zwieńczonej metalowym krzyżem z 1920 roku.
Robię kilka zdjęć spostrzegając, że na ściance wnęki kapliczki znakarze PTTK namalowali znak skrętu szlaku. Dziwię się tym znakarzom – chyba powinni sobie znaleźć inne dodatkowe zajęcie bo tu się nie sprawdzili.
Siadam na rower aby zaraz, po krótkiej jeździe znów się zatrzymać przy następnym przydrożnym krzyżu. Ten metalowy krzyż przydrożny, posadowiony na piaskowcowym cokole z pustą wnęką, jest o wiele piękniejszy – niestety, nie odnajduję jednak na nim żadnej daty.
Znów po krótkiej jeździe zatrzymuję się na rozdrożu – tym razem jestem już w Moszczańcu. Stoi tu tablica informująca o transgranicznym szlaku rowerowym projektu Interreg, prowadzącym stąd do Kalinova na Słowacji. Znajduje się na niej też mapka z siecią tych rowerowych szlaków.
Moszczaniec – (МОЩАНЕЦЬ).
Na południowym skraju miejscowości, po lewej stronie drogi, zasłonięte nieco drzewami znajdują się zabudowania Zakładu Karnego. Jest to tzw. Oddział Zewnętrzny Zakładu Karnego w Łupkowie – jeżeli coś to komuś mówi. Po drugiej stronie drogi na ogrodzonym siatką terenie znajduje się sporo opuszczonych budynków byłego, dużego PGR-u Moszczaniec.
Na tym rozdrożu skręcam w lewo omijając od zachodniej strony szpetne, betonowe zabudowanie popegeerowskie.
Po mojej lewej ręce płynie potok Moszczaniec.
Za potokiem rozciągają się rozległe łąki kośne o łagodnym nachyleniu.
Przypomina mi się jak kilka lat wcześniej przez te właśnie, zasypane śniegiem łąki, zjeżdżaliśmy wraz z kolegą Michałem na nartach w stronę Surowicy. Pokonywaliśmy wtedy tą samą trasę na nartach śladowych jednak z lekkimi modyfikacjami aby nie biec tylko samymi drogami . Rozpoczęliśmy w Woli Niżnej aby przez Jasiel, Moszczaniec i Surowicę dotrzeć do Polan Surowicznych skąd nową stokówką wróciliśmy do Woli Niżnej.
Trochę o historii Moszczańca.
Początki Moszczańca sięgają pierwszej połowy XV wieku. Ponoć wg ustnych przekazów w pierwszej połowie tegoż wieku Tatarzy napadając na wieś porwali młodych wieśniaków w jasyr. Wieś lokowano na prawie wołoskim w 1526 roku, na tzw. surowym korzeniu co wiązało się z 24-letnią wolnizną. Przywilej lokacyjny wieś otrzymała od starosty sanockiego Mikołaja Wolskiego. Co do wolnizny (zwolnień z podatków) wynika, że osadnictwo tutaj odbywało się długo na przestrzeni lat bo teren do zagospodarowania był trudny. Nowo przybywający osadnicy sukcesywnie byli zwalniani gdy ci wcześniej gospodarujący już podatki płacili. Moszczaniec był królewszczyzną – tzn. wsią królewską – nie należał do żadnego biskupstwa jak sąsiednie wioski Klucza Jaśliskiego, położone na zachód od niego.
Nazwa miejscowości wg niektórych wywodzi się od nazwy potoku, który był wymieniony w dokumentach kilkadziesiąt lat wcześniej niż wieś. Inne źródła podają, że powstała od wymoszczonej drewnem drogi. To brzmi dość sensownie bo dawna nazwa wsi to Moszczeniec. Komu wierzyć? Nie wiadomo – tym bardziej, że jest jeszcze inny źródłosłów tej nazwy – otóż miała by powstać od mostu … ale to wg mnie nie ma sensu.
Tak, czy inaczej wieś nie należała do zbyt dużych ale już w połowie XVI wieku była tu cerkiew. Moszczaniec miał też swojego parocha (odpowiednik proboszcza) ale od XIX wieku stracił ten przywilej i podlegał parochowi z sąsiedniej Surowicy mimo, że w 1834 roku zbudowano tu nową cerkiew na miejscu poprzedniej, starej. W okresie międzywojennym wieś należała do książęcego rodu Czartoryskich. Zaraz po wojnie wszystkich mieszkańców wyznania greckokatolickiego wysiedlono na tereny byłego ZSRR więc późniejsze wysiedlenia w ramach akcji „Wisła” nie miały już tu miejsca. Wkrótce potem rozebrano cerkiew. Od wczesnych lat 50-tych XX wieku przez prawie 40 lat działał tutaj PGR.
Szlakiem przez Moszczaniec.
Drogą, w którą skręciłem prowadzi też zielony szlak pieszy. Dawniej szlak ten obchodził Moszczaniec z drugiej, wschodniej strony – można to jeszcze sprawdzić na starszych mapach. To po tamtej stronie stała cerkiew rozebrana po roku 1945. Dziś w tym miejscu stoi kaplica rzymskokatolicka.
Nieładnie wyglądają te betonowe, popegeerowskie budynki i nie mam ochoty się w ten temat wgłębiać.
Jednak, jakby nie było – to też historia więc choćby z reporterskiego punktu widzenia trzeba i to zachować w pamięci. Jadąc więc dalej zatrzymuję się kilka razy aby uwiecznić je na swoich zdjęciach.
Po chwili dojeżdżam do drogi Tylawa – Komańcza, przekraczam ją i podjeżdżam do widocznego stąd skwerku rekreacyjnego powstałego tu z myślą o miejscowych dzieciach. Siadam na jednej z ławeczek aby chwilę odpocząć i coś zjeść przed dalszą drogą. Jest tu też tablica informacyjna, z której można dowiedzieć się czegoś więcej o Moszczańcu.
Przy drodze wylotowej z Moszczańca.
Ruszam dalej ale tylko kawałeczek bo znów czekają mnie kolejne obiekty, którymi są tym razem trzy oddalone od siebie w pewnej odległości, bardzo ładne piaskowcowe krzyże przydrożne.
Pierwszy z nich to osłonięty od tyłu krzakiem, kamienny krzyż wieńczący cokół z wnęką, w której obecnie znajduje się wypłowiały obrazek Matki Boskiej z Dzieciątkiem.
Na dolnej podstawie cokołu wyrzeźbiona gałązką z liśćmi dębu i datą 1928.
Drugi, stoi po drugiej stronie drogi. To wolnostojący, także kamienny krzyż podobny do pierwszego – we wnęce też chyba nieoryginalna figurka.
Także z podobnie rzeźbioną gałązką dębową ale data widniejąca na nim jest rok młodsza.
Trzeci to najbardziej zniszczony, w nieco większej odległości od tamtych dwóch ale po tej samej stronie drogi co pierwszy. Ma on też bardzo ładnie zdobiony roślinnymi motywami piaskowcowy cokół.
Na cokole tym ustawiono metalowy, ażurowy krzyż nie pasujący do tego cokołu. Nie można odczytać daty ani fundatorów. Całość otoczona jest metalowym płotkiem i stoi w cieniu młodej akacji.
Dawniej pewno zabudowania Moszczańca ciągnęły się także i wzdłuż tej drogi. Do dziś pozostały tylko te krzyże … Nieopodal tego krzyża zielony szlak odchodzi od głównej drogi skręcając w dróżkę prowadzącą na północ. Moja droga prowadzi jeszcze wciąż w ogólnym kierunku zachodnim.
W stronę Surowicy.
Po przejechaniu kilometra skręcam w odbijającą od głównej drogi boczną drogę na północ, jadę teraz w stronę nieistniejącej wioski – Surowicy. Nawierzchnia tej drogi miejscami jest w kiepskim stanie. Pokruszony, stary asfalt, dziura na dziurze, sporo drobnych, ostrych kamieni więc trzeba uważać.
To niedługi odcinek, mnie się nigdzie nie spieszy więc jadę powoli. Droga lekko się wznosi, po czym opada. Po bokach rosną pojedyncze drzewa i kępy krzewów. Pomiędzy nimi pojawiają się też ciekawe widoki.
Przed zakrętem pojawiają się już gęste krzaki zasłaniające widoki.
Za zakrętem droga zaczyna się obniżać w dolinę potoku Moszczaniec. Tak dojeżdżam do miejsca, gdzie do 1945 roku istniała wieś Surowica. Zza drzew i krzaków widać dwa długie budynki, w czasach gdy działał PGR Moszczaniec hodowano tu bydło. Dziś są one w rękach prywatnych.
Surowica – (СУРОВИЦЯ).
Uważa się, że Surowica (Surowicze) istniała już w pierwszej połowie XIV wieku a więc wtedy, gdy te tereny należały jeszcze do Rusi Halickiej. Prawdopodobnie żyły już tu jakieś ludy pasterskie pochodzące z południowo-wschodniej części Karpat. Pierwsza wzmianka o niej pochodzi z 1361 roku, kiedy to Kazimierz Wielki nadał okoliczne, rozległe ziemie zasłużonym dla króla, pochodzącym z Węgier braciom Piotrowi i Pawłowi Balom herbu Gozdawa. Mieli oni zajmować się zakładaniem wsi. Po przyłączeniu tych ziem przez Kazimierza Wielkiego do Korony terytorialnie należały one do dóbr starostwa sanockiego.
Dość późno bo dopiero w 1549 r. wieś została lokowana na prawie wołoskim. Akt lokacyjny dla zasadźców Miśka i Waśki wydał starosta sanocki Piotr ze Zborowa po czym został on zatwierdzony przez króla Zygmunta Augusta. Od XIX wieku Surowica była siedzibą dość dużej parochii greckokatolickiej, do której należały też: Darów, Moszczaniec i do 1833 r Wernejówka.
I wojna światowa nie przyniosła tu wiele zniszczeń. Po wojnie, w rejonie Komańczy i Wisłoka powstała proukraińska tzw. Republika Komańczańska, która zgłosiła swój akces to utworzonej we Lwowie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Surowica, jak i ponad 35 wsi powiatu sanockiego do niej przystąpiła. Istniała ona prawie trzy m-ce, od 4 listopada 1918 do 27 stycznia 1919 roku.
W czasie II wojny światowej podczas walk armii radzieckiej z armią niemiecką o nieodległą stąd przełęcz dukielską wieś mocno ucierpiała a część z niej spłonęła. Po wojnie ludność łemkowską przesiedlono na tereny byłego ZSRR.
Rowerem przez tereny nieistniejącej wsi Surowica.
Droga, którą tutaj przejeżdżam prowadzi doliną potoku Moszczaniec (jego dolny bieg dawniej zwał się Surowica).
Przy potoku, około 250 metrów od jego ujścia do Wisłoka znajduje się miejsce, gdzie stała cerkiew zbudowana w 1910 roku a rozebrana w końcu lat 50-tych XX wieku. Była to cerkiew p.w. Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy, zbudowana w stylu narodowym ukraińskim (podobna do cerkwi z Daliowej). Niestety, miejsce po niej zostało zniszczone i zrównane spychaczem a pozostałości kamiennych fundamentów można odnaleźć na skarpie nad potokiem. Obok znajduje się cmentarz a na nim też sporo zniszczonych nagrobków. W niewielkiej odległości za brodem na potoku Moszczaniec następny, starszy cmentarz. To prawdopodobnie przy nim stała pierwsza surowicka cerkiew (w 1565 roku wieś miała popa więc pewno była już wtedy też i cerkiew).
We wsi było siedem kapliczek i do chwili obecnej zachowały się one w bardzo różnym stanie (niektóre bardzo zniszczone). Usytuowane były (podobnie jak łańcuchowa zabudowa wsi) wzdłuż drogi przebiegającej w dolinie potoku od Moszczańca (wsi) i dalej wzdłuż Wisłoka. Jedna z kapliczek wystawiona przez rodzinę cygańską, znajduje się przy ujściu Surowicznego Potoku do Wisłoka.
Z biegiem Wisłoka …
Przed ujściem Moszczańca do Wisłoka, od asfaltowej drogi którą jadę, odgałęzia się gruntowa droga wiodąca na zachód.
Skręcam w tą drogę aby dojechać nią do kolejnej nieistniejącej wioski a wiedzie ona teraz doliną, w której płynie Wisłok.
Początkowo wznosi się nieco na odchodzący od bezimiennego wzgórza północny skraj zbocza by po chwili, skręcając na północ, obniżyć się w stronę rzeki.
Odtąd droga prowadzi już blisko brzegu pięknie prezentującego się o tej porze roku Wisłoka. Woda płytka, w korycie rzeki pełno większych i mniejszych progów skalnych i kamieni. Wokół kolorowe liście rosnących nad brzegiem drzew i krzewów oraz usychających zarośli.
Wokół zielone łąki a w górze białe obłoki na tle błękitnego nieba, jednym słowem – Pięknie!
Z lewej strony znów góruje kolejny grzbiet odchodzący od bezimiennego, odkrytego wzgórza.
Znów przypomina mi się narciarska wyprawa w te strony, kiedy to z kolegą zjeżdżaliśmy tym grzbietem w dolinę Wisłoka by potem dostać się do Polan Surowicznych.
Tak dojeżdżam do rozdroża, w pobliżu którego Surowiczny Potok wpada do Wisłoka. Stoi tu tablica z mapką szlaków rowerowych a obok niej drewniany słup z tabliczkami kierunkowymi szlaków konnych.
… i Surowicznego Potoku.
W prawo, z biegiem Wisłoka można dostać się do Wernejówki i Puław a ja pojadę teraz prosto wzdłuż Surowicznego Potoku .
Droga przekracza płynący tędy potok wielokrotnie ale jest na tyle płytko, że nie stwarza to problemów i spokojnie można przejechać rowerem bez zsiadania z niego.
Ile razy przekraczałem ten potok? Nie liczyłem – ale często. Na szczęście nikt jeszcze nie wpadł na pomysł żeby pobudować tu drewniane mostki (jak np. w Świerzowej Ruskiej czy w uroczysku Kanada miedzy Banicą a Wołowcem).
Zaraz za ostatnim brodem, gdzie znajduje się stroma skarpa z odsłoniętymi warstwicami skalnymi i po podjeździe nieco w górę powyżej biegu potoku, ukazuje mi się taki widok:
Polany Surowiczne (ПОЛЯНИ СУРОВИЧНІ) – Dzwonnica.
To wyremontowana niedawno dzwonnica, która pochodzi z 1730 roku. Zbudowano ją przy o dwa lata starszej cerkwi. Po wysiedleniu ludności łemkowskiej drewnianą cerkiew rozebrano a murowana dzwonnica poprzez lata niszczała. Dopiero po 65 latach – t.j. w 2012 roku rozpoczął się jej remont. Najpierw uporządkowano teren, następnie naprawiono mury oraz wykonano projekty i dokumentację. Wykonano też prowizoryczne zadaszenie. Uregulowano sprawy własnościowe (teren pocerkiewny z dzwonnicą i cmentarzem od czerwca 2015 r. należy do Stowarzyszenia Bractwa Młodzieży Greckokatolickiej „Sarepta”. W 2018 roku dzwonnicę nakryto dachem a na szczycie cebulastej bani z pozorną latarnią zamontowano krzyż. Znaleziony on został w 1981 roku przez gospodarzy chatki studenckiej Klubu Turystycznego Elektryków „Styki” podczas prac porządkowych przy oczyszczaniu cmentarzy. Potem przechowywany był w Chałupie Elektryków a po przeprowadzonej, fachowej renowacji umieszczony na szczycie dachu. Dziś prezentuje się znakomicie. W lipcu następnego roku dach pokryto blachą.
Do wykonania pozostały jeszcze prace wewnątrz dzwonnicy i zamontowanie dzwonu. Ze względu na pandemię prace te w 2020 zostały przerwane i powieszenie dzwonu planuje się na rok 2021.
Remont dzwonnicy sfinansowano dzięki darczyńcom, oraz w ramach crowdfundingu „Wspieram to” i 1% odpisu od podatku. Głównymi „sprawcami” inicjatywy odbudowy dzwonnicy byli: Klub Turystyczny Elektryków „Styki” przy Uniwersytecie Warszawskim, Stowarzyszenie Magurycz, Stowarzyszenie Bractwa Młodzieży Greckokatolickiej „Sarepta”, Stowarzyszenie „Res Carpathica” oraz wolontariusze, miłośnicy Beskidy Niskiego.
Szczegóły o remoncie dzwonnicy można można znaleźć tutaj
W planach jest jeszcze ogrodzenie terenu. Dodam tutaj, że prezentowany przeze mnie stan dzwonnicy pochodzi z końca września 2019 roku, kiedy to wykonałem te zdjęcia.
Polany Surowiczne – cerkwisko i cmentarze.
Tuż obok dzwonnicy, po jej wschodniej stronie do roku 1946 stała drewniana cerkiew p.w. św. Michała Archanioła. Zniszczona została po wysiedleniu stąd Łemków. Po uporządkowaniu terenu widoczne stały się zarysy fundamentów.
Na niewielkim cmentarzyku przycerkiewnym zachowało się niewiele bo tylko 4 nagrobki. Większy, parafialny cmentarz znajduje się na północny-wschód od miejsca po cerkwi. Aby do niego dojść trzeba przejść przez zarośnięty jar niewielkiego strumyczka. Na cmentarzu zachowało się kilka kamiennych nagrobków, niektóre z nich jeszcze kilkanaście lat temu leżały poprzewracane.
Wśród nich jeden wyróżnia się pięknie kutym, metalowym krzyżem i powalonym ażurowym ogrodzeniem.
Jest tu też różniący się od pozostałych nagrobek w formie zwężającej się ostrosłupowo kolumny – to mogiła lwowskiego lekarza zmarłego podczas epidemii cholery w 1873 roku.
Trochę o historii Polan Surowicznych.
Początki Polan Surowicznych sięgają czasów lokacji sąsiedniej, dużej już wtedy wioski Surowicy. To właśnie jej mieszkańcy z braku terenów do zabudowy i wypasów zaczęli karczować dolinę potoku wpadającego do Wisłoka. Założoną na surowym korzeniu wieś nazwali (podobnie jak i przepływający doliną potok) Potokiem Surowicznym. W tamtych czasach osady zakładano często jako dwie wsie stanowiące ciągłość i taką konfigurację dwóch wsi nazywano potokiem. Nowo powstała wieś została lokowana na prawie wołoskim w 1549 roku a więc w tym samym roku co i Surowica. Zasadźcą był Iwan z Surowicy a zaraz potem, bo w 1551 roku wieś zaczęto nazywać Polanami Surowicznymi.
Z biegiem czasu, gdy Polany Surowiczne stały się na tyle dużą wsią, założono tu parochię. Stało się to w 1690 roku. 38 lat później zbudowano nową cerkiew, którą w późniejszych latach rozbudowano. Podczas pierwszej wojny światowej mimo, że w okolicach trwały ciężkie walki między armiami rosyjską a austro-węgierską Polany nie odniosły większych strat. Przed wybuchem II wojny światowej były już dużą wioską, w której mieszkało około tysiąca osób wyznania greckokatolickiego i niewielu Żydów.
Druga wojna i czasy powojenne.
Podczas okupacji Niemcy utworzyli tu posterunek policji obsadzony przez sympatyzujących z nimi nacjonalistów ukraińskich. Wśród mieszkańców wzmogły się też okazywane już przed wojną sympatie dla ukraińskich idei narodowych, co powodowało konflikty w stosunkach z Polakami z Jaślisk i Posady Jaśliskiej. Wspominał o tym Jan Łożański, kurier wielokrotnie przechodzącego przez te okolicę w czasie swoich akcji.
Po wojnie działały na tym terenie oddziały UPA, rekrutując w swoje szeregi okolicznych mieszkańców. 14 stycznia 1946 doszło tu zbrodni na mieszkańcach wsi, której dokonało Wojsko Polskie. Wiosną tego samego roku prawie wszystkich mieszkańców Polan Surowicznych, którym pozwolono zabrać jedynie niezbędne rzeczy, doprowadzono do stacji kolejowej we Wróbliku Szlacheckim, skąd deportowano ich na sowiecką Ukrainę. Podobno 3 osoby, które uniknęły wysiedlenia rok później wywieziono w ramach akcji Wisła na „ziemie odzyskane”. Ludna przed wojną wioska całkowicie opustoszała. Później zaczął tu „gospodarować” PGR z Moszczańca, pracowali tu też odsiadujący wyroki „pensjonariusze” Zakładu Karnego.
Po upadku PGR jakiś czas gospodarował tu IGLOOPOL. Obecnie Zakład Doświadczalny Instytutu Zootechniki z Odrzechowej prowadzi na tych terenach hodowlę bydła.
Polany Surowiczne obecnie.
Na północ od dzwonnicy stoi charakterystyczny budynek, w którym mieści się schronisko studenckie Chałupa Elektryków.
Powstało ono w 1981 roku kiedy to w jednym z opuszczonych budynków przez Zakład Karny, studenci z Wydziału Elektrycznego Politechniki Warszawskiej założyli chatkę studencką. Więcej o Chałupie Elektryków można się dowiedzieć tutaj.
Niedaleko od chatki ale bliżej drogi wiejskiej widać sterczące dwa kominy, wiatę i wagony mieszkalne.
Kiedyś stało tu tzw. Ranczo w Dolinie, w którym mieszkali zajmujący się wypasem bydła pracownicy zakładu z Odrzechowej. W 2005 roku chata spłonęła. Odbudowano ją w latach 2006 – 08 i nazwano Ranczem Karoliny. Kilka miesięcy później ktoś i ten budynek podpalił (sprawcy nie odnaleziono). Nie odbudowano go już później tylko zakupiono wozy mieszkalne, w których pracownicy ci mieszkają.
Przez Polany Surowiczne prowadzi stara, utwardzona droga gruntowa. Obok płynie Surowiczny Potok zwany dawniej Rika. Wzdłuż tej drogi i potoku znajdowały się zabudowania. Dziś jeszcze penetrując te okolice można natknąć się na ślady po fundamentach, ziemiankach czy nawet studniach. Rosną też jeszcze zdziczałe już drzewa owocowe. Na południowych stokach górującej nad dawną wsią górą Polańską (737 m n.p.m.), zwaną przez Łemków Horbki Sabaryniackie, rozciągają się rozległe łąki i pastwiska.
Hodowane tu bydło ma więc doskonałe warunki do życia.
Podjeżdżam jeszcze do zachodniego skraju dawnej wioski zatrzymując się na krótki posiłek. Podchodzę nieco na wyżej położone łąki aby spojrzeć stamtąd na ładnie prezentującą się stamtąd Ruską Górę.
Nachodzi mnie nawet myśl, żeby wspiąć się na nią z rowerem i aby potem pojechać przez Ibocz starą, Surowicka Drogą i zjechać do Posady Jaśliskiej. Po głębszym zastanowieniu się jednak z tego rezygnuję bo robi się już późno. Surowicką Drogę zostawię sobie na inną okazję. Teraz pojadę tak jak sobie wcześniej założyłem, czyli kilka lat temu oddaną do użytku stokówką do Woli Niżnej.
Stokówką do Woli Niżnej.
Zbudowano ją tu głównie dla wywozu drewna. Początek ma w Woli Niżnej i przez Polany Surowiczne, okrążając od zachodu i północy górę Polańską, prowadzi do Wernejówki skąd dalej doliną Wisłoka do Puław.
Drogą tą poprowadzono odcinek trasy rowerowej Interreg więc rowerzyści mogą być z niej zadowoleni.
Również odcinek tej drogi między Polanami Surowicznymi a Wolą Niżną udostępniony jest dla turystów pieszych bo poprowadzono nim fragment historycznego szlak turystycznego Beskidzka trasa Kurierska JAGA-KORA. Nie biegnie on tu jednak prawdziwą trasą kurierów, bo w tamtych czasach drogi tej nie było. Więcej o trasie pisałem w pierwszej części tej wycieczki.
Po krótkiej przerwie na posiłek wracam do miejsca, gdzie stoi tablica z mapką szlaków rowerowych, tam przekraczam Surowiczny Potok i zaczynam stromy podjazd drogą prowadzącą do Woli Niżnej Z drogi tej ładny widok na Polańską:
Dalej droga prowadzi przez las więc widoków nie należy się spodziewać, dopiero na kilometr przed Wolą Niżną wyjeżdżam na skraj lasu skąd otwiera sie widok na Kamień nad Jaśliskami.
Teraz czeka mnie dość stromy zjazd do drogi Komańcza – Tylawa a stamtąd dalej do Woli Niżnej.
Z Woli Niżnej do Daliowej.
Niedaleko od tej drogi znajduje się duży parking, na którym widzę bardzo dużo samochodów i ludzi krzątających się obok nich. Podjeżdżam bliżej aby sprawdzić cóż tam się dzieje. Jest tu sporo samochodów z rumuńskimi rejestracjami. Jest też jeden duży biały polski dostawczak a obok kobiety sortujące grzyby i układające je do drewnianych skrzynek. Kilku mężczyzn ładuje te skrzynki do dostawczego samochodu. Od razu przypomniałem sobie sytuację z przedpołudnia, kiedy to spotkałem dwóch rumuńskich grzybiarzy w lasach nad Moszczańcem. Skojarzyłem ich z obecną sytuacją i teraz już wiem, że zbiory grzybów odbywają się tu na większą skalę. Grzybów jest pod dostatkiem więc niech i Rumuni zarobią sobie na życie.
Powoli kończy się moja rowerowa wycieczka. Pozostaje przejazd drogą, którą rano jechałem, lecz w przeciwnym kierunku. Mijam po drodze niewielki pomnik poświęcony poległym w walkach z UPA żołnierzom WOP-u. Zaraz za pomnikiem stoi dawna greckokatolicka kaplica. To okazała jak na te rejony murowana i otynkowana kaplica, zbudowana w 1902 roku ale obecnie już nieużytkowana.
Obok niej rośnie wiekowa lipa. (Gdy byłem tu kilka dni temu, w styczniu 2021roku, zauważyłem, że owa lipa jest obecnie obcięta na wysokości kilku metrów nad ziemią. Pewnie zagrażała już bezpieczeństwu więc ją skrócono. Ale widać, że dalej wypuszcza nowe pędy więc będzie rosła dalej).
Ruszam więc dalej, do Daliowej a następny – mam nadzieję – już ostatni przystanek, będę miał przy daliowskiej cerkwi.
Daliowa – cerkiew.
Przejeżdżając rano przez Daliową ominąłem cerkiew obiecując sobie, że zatrzymam się przy nej w drodze powrotnej. Zrobiłem to celowo bo rankiem słońce pada na nią od południowego wschodu co utrudniłoby zrobienie ładnie oświetlonych zdjęć. Liczyłem też na ładniejszą pogodę i lepsze światło. Właśnie wracam i obietnicy sobie danej dotrzymuję ale żeby ją lepiej obejrzeć, muszę podejść na stok wzgórza, na którym jest posadowiona.
Jest to drewniana konstrukcja zbudowana przez cieśli huculskich w stylu narodowym ukraińskim. Postawiono ją na planie krzyża greckiego. Nad centralną częścią znajduje się duża kopuła nakrywająca nawę a boczne ramiona nakryto dwuspadowymi daszkami z małymi kopułami na każdym z nich. Cały dach pokryty jest blachą a ściany oszalowane deskami.
Trochę o historii cerkwi w Daliowej.
Cerkiew zbudowano w 1933 roku w miejscu spalonej w 1931 roku poprzedniej cerkwi. Dwa lata wcześniej, podczas wizyty w Daliowej biskupa greckokatolickiej diecezji przemyskiej Jozafata Kocyłowskiego, na prośbę owego biskupa oddano część ikon do Muzeum Narodowego we Lwowie, dzięki czemu te ikony nie spłonęły podczas późniejszego pożaru. Niestety cały pozostały ikonostas wraz z wyposażeniem starej cerkwi spłonął. Po wybudowaniu nowej cerkwi brakło funduszy na nowe wyposażenie. Potem wybuchła wojna więc i tak prace przy cerkwi przerwano.
Po II wojnie i wysiedleniu stąd Łemków cerkiew niszczała, była nawet użytkowana jako magazyn przez PGR. Dopiero po likwidacji PGR-u, w latach 90-tych XX wieku zaczęto remont cerkwi głównie dzięki wsparciu finansowemu Łemków zza oceanu. W 1995 cerkiew konsekrowano ale msze odbywają się w niej tylko sporadycznie. Powyżej cerkwi, na północnym stoku znajduje się stary łemkowski cmentarz.
Też warto tam zajrzeć aby zobaczyć kilka ładnych krzyży nagrobnych. Ze stoków wzgórza rozciągają się też ciekawe widoki na okolicę.
Po obejrzeniu cerkwi i cmentarza oraz ładnych widoków siadam na rower aby zjechać z cerkiewnego wzgórza do drogi i drogą tą dotrzeć do miejsca, gdzie zostawiłem samochód. A to miejsce, to godne polecenia gospodarstwo agroturystyczne „Zakucie”. Tam też kończę dzisiejszą bardzo ciekawą w różne atrakcje rowerową wycieczkę
I na koniec przedstawiam ślad całej trasy zapisany przez LocusMap.
Tekst, zdjęcia i opracowanie – Antoni Noga.
super relacja
Dziękuję 🙂
Cześć Tosiu. Przeleciałem wzrokiem po zdjęciach i już coś wiedziałem.Wyznaczyłem sobie nagrodę za przebrnięcie tekstu i ruszyłem. Krzywa pracy mojego serca podskoczyła lekko 3 razy: Przy studni, bo lubię studnie.Przywołują u mnie wspomnienie zimnej, czystej wody w wiaderku wprost z nich. Przy PGR, bo Balcerowicz wskoczył mi na myśl i ludzie, którzy potracili jedyne źródło utrzymania, a wszyscy wtedy mieli ich gdzieś.Znikąd pomocy.Szczególnie na Warmii i Mazurach nasłuchałem się o tym! Przy wozach mieszkalnych, bo b.dawne miejsca noclegowe nad morzem mi przypomniały.Wygód w nich żadnych nie było ale(!), kto o wygodach wtedy myślał.Liczyło się co innego:) Przebrnąłem tekst, nagroda w… Czytaj więcej »
@ Paweł. Widzę, że u Ciebie też na jakąś nagrodę zasłużyłem. Ha !!! – pomyślę jaką sobie sprawić 😉 Chęć bycia tu, czy tam – sprawa indywidualna. Wiem jakie masz priorytety co do wyjazdów czy co do wypoczynku. Cieszy mnie, że inne miejsca, które tu, na blogu opisuję, przypadają Ci czasem do gustu 🙂 . Studnie często spotykam podczas wędrówek – jednak wody z tych, spotykanych w miejscach wyludnionych nie polecam. Dużo w nich bywa liści i innego rozkładającego się materiału roślinnego, także trafiają się ślimaki i żaby … Żeby woda była dobra studnia musi być używana. Studnie tzw. babcine,… Czytaj więcej »
Miejsca dla kogoś ko ucieka przed czymś, kimś lub tym i tym.Dla samotników miejsca.
@ O.L.A. … także dla poszukujących spokoju, ciszy i refleksji. Dla szukających kontaktu z naturą. Kurczą się coraz bardziej takie miejsca, niedługo będzie ich nam brakować. Pozdrawiam 🙂 .
„Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco” (Mk 6, 31)
czyli potrochu za podpowiedzią Chrystusa takie ciche, odludne miejsca pokazujesz. 👍
Myślę, że w tej kwestii nie trzeba mi podpowiadać 😉 .