Na narciarską wędrówkę, z której relację i wrażenia przedstawiam tutaj, wybrałem się z kolegą w północno-zachodnią część Beskidu Dukielskiego. Rozpoczęliśmy ją w Kątach skąd weszliśmy w rejon Grzywackiej i dalej grzbietem Pasma Łysej Góry osiągnęliśmy Polanę (651 m n.p.m.). Następnie zjechaliśmy do urokliwej, szerokiej doliny w okolicach Myscowej, gdzie przekroczyliśmy Wisłokę aby później kontynuując wędrówkę, stromym podejściem wspiąć się do Uroczyska Na Górach. Na koniec, odkrytym grzbietem nad Uroczyskiem Oborzysko zjechaliśmy do Kątów.
Pasmo Łysej Góry.
Najbardziej na północny-zachód wysuniętą częścią Beskidu Dukielskiego jest Pasmo Łysej Góry z Polaną i Danią. Rozciąga się ono z północnego zachodu na południowy wschód, od przełomu Wisłoki między Kątami a Nowym Żmigrodem aż do doliny Iwielki w okolicach Chyrowej (wsi). Na południowy zachód od grzbietu łagodnie opadają w dolinę Wisłoki, w której leży Myscowa, ramiona odchodzące kolejno od Góry Grzywackiej, Łysej Góry, Polany i Danii. W kierunku północno-wschodnim krótkie i strome ramiona opadają w obniżenie, którym biegnie droga łącząca Nowy Żmigród z Duklą, stanowiącą tu północną granicę środkowej części Beskidu Niskiego.
Pasmo Łysej Góry wznosi się od doliny Wisłoki w okolicach Skalnika kolejno poprzez Golesz (465 m n.p.m.) Grzywacką (567 m n.p.m. i 571 m n.p.m.), Łysą Górę (641 m n.p.m.) i Polanę (651 m n.p.m.) aby osiągnąć swoją kulminację na szczycie Danii zwanej dawniej Halką (696 m n.p.m.). Dalej na południe Dania przez niewielką przełączkę łączy się z Kiczerą (646 m n.p.m.). Grzbietem Pasma Łysej Góry przebiega dział wodny między Wisłoką i Iwielką.
Na narciarską wędrówkę umówiłem się z kolegą kilka dni wcześniej mając nadzieję, że warunki śniegowe i pogoda dopiszą. W umówionym dniu każdy z nas dojechał swoim samochodem do Kątów i tam na parkingu przy sklepie, niedaleko mostu na Wisłoce, zostawiliśmy samochody.
Podejście na Grzywacką.
Przywitał nas mroźny poranek i niebo zasnute chmurami. Śnieg okazał się tu wystarczający do poruszania się na nartach a wyżej powinno go być więcej. Założyliśmy plecaki, przypięliśmy narty i wyruszyliśmy na szlak.
Zdecydowaliśmy się podchodzić znakowanym na czerwono Głównym Szlakiem Beskidzkim, który na tym odcinku biegnie wspólnie z odcinkiem zielonego szlaku: Gorlice – Ożenna. (Od niedawna szlak ten przedłużono do Przełęczy Kuchtowskiej nad Ożenną). Szlak wznosi się stromo, obok spływającego niedaleko w głębokim jarze, niewielkiego strumienia.
Nachylenie stoku w niektórych miejscach bywa bardziej strome więc trzeba jodełkować. Szlak, którym podchodzimy jest w przeważającej części odkryty więc towarzyszą nam widoki – głównie na południe i zachód.
Wkrótce dochodzimy do grzbietu gdzie szlak czerwony odchodzi na wschód a my zostajemy na zielonym, który przez niewielki zagajnik wprowadza na szczyt góry Grzywackiej. Zielonym szlakiem z Grzywackiej można stąd zejść do Nowego Żmigrodu.
Po wyjściu z lasu wyłania się strzelista, stalowa wieża zwieńczona 7 metrowym krzyżem millenijnym. Postawiono ją tu w 1999 roku.
Inicjatorem ustawienia tego millenijnego krzyża papieskiego był ks. Jan Cebulak, ówczesny proboszcz parafii w Kątach. Upamiętniono w ten sposób dwa tysiąclecia chrześcijaństwa, także VII pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski oraz fakt, że Karol Wojtyła w 1953 roku przebywał na tej górze podczas swojej beskidzkiej wędrówki. Aby przyciągnąć większą rzeszę turystów wieżę tą wyposażono w platformę widokową. Projektantami wieży byli inżynierowie Witold Buć i Zbigniew Sowa a całość wykonał Elektromontaż Rzeszów. Doprowadzono tu też prąd i zarówno wieża jaki, i powstałe stacje drogi krzyżowej są w nocy podświetlane.
Grzywacka Góra.
Posiada ona dwie kulminacje – pierwszą, niższą (567 m n.p.m.), często odwiedzaną bo znaną z wieży widokowej i drugą nieco wyższą (571 m n.p.m.) leżącą na południowy wschód od tej pierwszej. Wierzchołki te łączy niewielkie, łagodne siodełko. Z obydwu wierzchołków rozciągają się piękne widoki jednak z tej pierwszej są one o wiele rozleglejsze. Tym bardziej gdy wyjdziemy na wysoką,12 metrową platformę widokową. Podczas silnego wiatru ma się tu dodatkową atrakcję gdyż na wieży tej można się poczuć jak na okrętowym „bocianim gnieździe”.
Na platformę widokową wchodzimy po stalowych, krętych schodkach. Widoki stąd są rozległe i rozciągają się we wszystkich kierunkach. Pogoda poprawiła się znacznie, mamy już duże przejaśnienia i pojawiające się na coraz większej przestrzeni błękitne niebo. Wiatr praktycznie nie wieje, słońce też coraz śmielej wyłania się zza chmur więc odczuwalna temperatura nie daje się we znaki.
Ktoś, kto przy takich warunkach pogodowych jest tu pierwszy raz śmiało mógłby zostać na dłużej aby kontemplować widoki.
My jednak nie pierwszy raz tu jesteśmy a, że mamy jeszcze spory kawałek drogi do pokonania więc zabieramy się stąd wyruszając w dalszą drogę. Zjeżdżamy, kierując się na południowy wschód do grzbietu, którym następnie podchodzimy na wcześniej wspomniany, drugi także odkryty wierzchołek (571 m n.p.m.) Grzywackiej.
Widoki stąd są podobne do tych z wieży jednak nie tak rozległe i nie we wszystkich kierunkach. O zimowych widokach z Grzywackiej pisałem w tym artykule (podobnie jak i o rezerwacie przyrody „Łysa Góra” skrajem, którego będziemy teraz się poruszać).
Grzbietem Pasma Łysej Góry.
Na jednym z północnych ramion odchodzących od tego wierzchołka w średniowieczu (XII – XIV wiek) istniało grodzisko i później niewielki zamek. Do dziś miejsce to nazywane jest Zamczysko – pisałem o nim także w/w wymienionym artykule więc zainteresowanych tematem tam odsyłam.
Z wierzchołka zjeżdżamy grzbietem w stronę ściany lasu gdzie wyraźnie widoczne jest wejście – niczym brama – do rezerwatu przyrody „Łysa Góra”. Tablica informacyjna, która się tu znajduje jest już wypłowiała i niczego nie da się z niej odczytać. Prosi się o wymianę! Szlak prowadzi grzbietem, którym biegnie też południowa granica rezerwatu przyrody. Jest tu prawie płasko więc da się przyjemnie i lekko biec.
Po minięciu modrzewiowej polany granica rezerwatu opuszcza grzbiet biegnąc nieco niżej, równolegle do grzbietu.
Stąd też zaczyna się początkowo lekkie, później nieco bardziej strome podejście na kulminację Łysej Góry.
Łysa Góra (641 m n.p.m.).
Dawniej góra ta nazywana była Klucz. Ma ona dwie kulminacje: wyższą (641 m n.p.m.) i odległą nieco na wschód (628 m n.p.m.). Obecnie sam wierzchołek porośnięty jest lasem ale kilkadziesiąt metrów dalej mamy piękną, rozległą polanę podszczytową.
Wprawdzie i ona też powoli zarasta ale można z niej jeszcze cieszyć oczy pięknymi widokami. Otwierają się one najpierw na wschód, po przejściu nieco dalej, również i na południe. Widać więc charakterystyczny, ostry szczyt Cergowej i nieco na południe od niej Chyrową.
Dalej otwierają się widoki na południowe szczyty Beskidu Dukielskiego z Pasmem Granicznym – a więc można rozpoznać w oddali Baranie i Czerszlę. W dolinie widać meandrującą Wisłokę i zabudowania Myscowej a nad nią Suchanię i południowe stoki Kamienia (714 m n.p.m.).
Jest tu też kilku miejsc, z których można spojrzeć na północ i zobaczyć jak prezentuje się stąd obniżenie Dołów Jasielsko-Sanockich i Pogórzy Karpackich zamykających horyzont.
Z niższego, wschodniego wierzchołka Łysej Góry widok na północ jest już przesłonięty drzewami. Dopiero zjeżdżając z niego już w kierunku południowo-wschodnim zatrzymujemy się na kilku polanach aby znów z innej perspektywy spojrzeć na otaczające nas góry i pogórza. Niedaleko stąd odchodzi niewyraźna, polna droga na północ. Można nią zejść do wsi Łysa Góra mijając po drodze Wilczą Kapliczkę (o której również pisałem we wspomnianym artykule).
Wkrótce wjeżdżamy w las osiągając po chwili przełączkę między Łysą Górą a Polaną. Tutaj mijamy kolejną drogę sprowadzającą do wsi obok dawnego kamieniołomu. Po północnej stronie przełęczy ma źródła potok Niegłoszcz, zasilający Wisłokę w Nowym Żmigrodzie oraz płynący przez Łysą Górę i Stary Żmigród.
Podejście na Polanę (651 m n.p.m.).
Z przełęczy zaczynamy podejście na Wierzchowinę zwaną też Łazami. To właśnie u podnóża stromych, północnych stoków Łazów (619 m n.p.m.) znajdował się ów kamieniołom, z którego pozyskiwano kamień do budowy kościoła w Starym Żmigrodzie. Po obu stronach grzbietu Łazów rosną okazałe buki. Na odcinku kilkuset metrów szlak poprowadzony jest po południowej stronie grzbietu. Na niewielkiej przełączce wraca do grzbietowej drogi i tu już zaczyna się długie podejście na Polanę. Początkowo droga wznosi się łagodnie ale podejście utrudniają powalone przez wiatr drzewa.
Spowalnia to nieco nasze poruszanie się tutaj bo trzeba je omijać szukając dogodnego przejścia. Bliżej szczytu trzeba już podchodzić jodełką bo stromizna daje się we znaki.
Szlak omija szczyt od wschodniej strony więc nie wchodzimy na wierzchołek, tym bardziej, że jest całkowicie porośnięty lasem. Zatrzymujemy się na podszczytowej, południowo-wschodniej polanie.
Z roku na rok polana coraz mocniej zarasta, głównie tarniną, przez co widoki z niej nie należą do najciekawszych. Najlepiej widać stąd Chyrową i Danię oraz w oddali południowe szczyty Beskidu Dukielskiego.
Korzystając z zacisznego miejsca i ze słonecznej pogody zatrzymujemy się tu na krótki odpoczynek. Wykorzystujemy także ten czas na uzupełnienie płynów i małą przekąskę. Wyciągamy więc termosy i kanapki posilając się przed dalszą drogą.
Między Horbem a Szczobem.
Z polanki podszczytowej Polany (651 m) zjeżdżamy łagodnie kierując się dość wyraźną drogą prowadzącą na zachód. W przeszłości polany podszczytowe tej góry z pewnością musiały być pastwiskami o czym świadczą pojedyncze stare drzewa. Oddalone od siebie miały wystarczająco dużo miejsca na to aby ich konary tworzyły szerokie korony. Widoczne to jest do dzisiaj – wprawdzie to już las ale da się rozróżnić stare rozłożyste drzewa na tle młodszych ciasno rosnących obok siebie. Rośnie tu też mnóstwo leszczynowych krzewów.
Myscowa przed wojną była dużą, ludną wioską zajmującą szeroką dolinę Wisłoki zamieszkiwaną przez około 1200 osób. Tereny wypasowe sięgały więc wysoko pod szczyty otaczające dolinę.
W miejscu gdzie droga skręca na południowy wschód rozpoczyna się jej stromy odcinek. Tutaj też odgałęzia się mało widoczna, bo zarastająca ścieżka. Można się nią dostać do leśnej drogi omijającej od północy Horb (505 m n.p.m.) a w konsekwencji sprowadzającej w dolinę, do centrum Myscowej. My jednak zjeżdżamy wyraźną drogą na południowy wschód aż do potoku Myscówka.
Śniegu tu dużo więcej, jest puszysty i puki co nie ma żadnych ludzkich śladów. Są za to bardzo liczne tropy dzikich zwierząt.
Pokonujemy bród na potoku przedostając się na jego drugą stronę. Myscówka przepływa tutaj wąskim jarem między południowymi stokami Horbu (505 m n.p.m.) i północnymi Szczobu (544 m n.p.m.). Piękne tutaj i dziko, ponadto zwisające gałęzie drzew i krzewów obciążone śniegiem, przydają tajemniczości temu zakątkowi, tworząc wrażenie jakby innego świata. Lubię takie miejsca.
Przełomowy odcinek Myscówki nie jest długi i po jego minięciu, podobnie jak wcześniej, musimy znów przejść brodem na drugi brzeg.
Droga tutaj jest już wyraźna i szeroka.
Wznosi się nieznacznie wchodząc w las i zostawiając potok nieco niżej z lewej strony. Około 400 metrów dalej las się kończy.
Przez wzgórza nad Myscową i Kręcisz.
Po wyjściu na otwarty teren widzimy, że pogoda zaczyna się zmieniać. Pojawiają się chmury i zaczyna lekko powiewać.
Tutaj opuszczamy drogę i trawersując odkryty stok przejeżdżamy do sąsiedniej drogi – tej, która sprowadza zachodnim ramieniem z Polany. Mamy stąd ładne widoki na otoczenie Myscowej i na dolinę, w której płynie Wisłoka.
Patrząc tak w dół nachodzi mnie refleksja – jak wyglądałyby te tereny gdyby zalały ją wody projektowanego tu zalewu? Cóż – trudny i drażliwy to temat wywołujący skrajne emocje. Mam na to oczywiście i ja swoje zdanie.
Dygresje na temat projektowanego zalewu.
Zdania ludzi i „ekspertów”, którzy przedstawiają swoje argumenty za powstaniem tu zapory mnie osobiście nie przekonują. Nie jestem zwolennikiem poprawiania przyrody i krajobrazu. Zwłaszcza, że mamy tu w sąsiedztwie Magurski Park Narodowy a więc Myscowa znajduje się w jego otulinie. Przełom Wisłoki między Suchanią a Kamieniem to już Magurski Park Narodowy. Zalew zniszczyłby znaczną część 4 obszarów Natura 2000 (Ostoja Magurska, Beskid Niski, Wisłoka z Dopływami, Łysa Góra). O bogactwie przyrodniczym tego rejonu opowiada ten film. Wielkie i unikatowe bogactwo przyrodnicze to jedno a tragedia ludzi mieszkających tutaj i skazanych na przesiedlenia to drugie.
Ponadto twierdzenia, że zbiornik miałby spełniać rolę przeciwpowodziową też do mnie nie trafiają. Góry w okolicy nie są wysokie. Sama Wisłoka ma swe źródła na wys. 575 m n.p.m. w odległości ponad 20 km stąd więc i spadek jej jest bardzo niewielki. Wokół pełno lasów, które zatrzymują nadmiar wody. Tama spowodowałaby, że ilość wody w rzece byłaby bardzo niewielka co niekorzystnie odbiłoby się to na rejonach położonych w jej niższym biegu. Jeśli chodzi o powodzie to dzisiaj największe zagrożenia pochodzą od błyskawicznych przyborów pochodzących od burz i nawałnic. Poniżej Kątów Wisłoka ma wiele dłuższych dopływów a więc zapora pochodzących od nich przypływów powodziowych nie zatrzyma – nie ma takiej możliwości. Miasta (Jasło, Dębica, Mielec) położone w jej dolnym biegu zapora więc nie ochroni. Więcej o zagrożeniach dla przyrody i bezsensie budowania tu zbiornika wodnego można przeczytać tutaj.
Polna droga, na której się znaleźliśmy sprowadza do centrum Myscowej w okolice dawnej cerkwi.
Nie zamierzamy tam zjeżdżać bo czasu mamy już niewiele więc skracamy sobie drogę zjeżdżając bezpośrednio przez pola do przysiółka Kręcisz.
Droga jest tu odśnieżona więc musimy poruszać się po śniegu obok niej. Pokonujemy tak odległość około kilometra po czym wbiegamy na zaśnieżone łąki zbliżając się do rzeki. Tutaj przechodzimy wiszącą na linach kładką (zwaną też ławą) na drugi brzeg Wisłoki.
Podejście do Uroczyska Na Górach.
Po tej stronie rzeki zwanej Zawodzie nie ma zbyt wielu zabudowań. Miejsca na domy także wiele tu nie ma bo stoki opadające od Kamienia są tu bardzo strome. Ponadto bliskość rzeki i trudny teren zarówno do zabudowy jak i komunikacyjnie (nie ma mostu ani utwardzonych dróg) jakąkolwiek zabudowę tu bardzo utrudnia.
Zaraz po przekroczeniu rzeki Wisłoki zaczyna się strome podejście. Przechodzimy obok starego domu, budynku gospodarczego i zaniedbanego sadu. Zachmurzyło się już bardzo i wiatr też się wzmaga przez co robi się coraz zimniej. Podejście na grzbiet odchodzący od Kamienia jest ciężkie i coraz bardziej odczuwam zmęczenie. Dzisiejsza, bardzo urozmaicona trasa to suma podejść i zjazdów … W połowie podejścia na grzbiet teren nieco się wypłaszcza jednak to krótki odcinek a po jego minięciu znów zaczyna się stromizna.
Wspinamy się teraz na kulminację Uroczyska Na Górach, która bywa nazywana Kozim Horbem (469 m n.p.m.) Kozi Horb to po polsku Sarni Garb – patrząc na ten grzbiet ze stoków Horbu nad przysiółkiem Kręcisz można się takiego sarniego garbu dopatrzeć.
Nad Uroczyskiem Obrzysko.
W ten sposób dotarliśmy do grzbietu, którym poprowadzony jest czerwony Główny Szlak Beskidzki a razem z nim zielony (Gorlice – Ożenna). Grzbiet ten znany jest z ładnych i rozległych widoków na góry Beskidu Niskiego wraz z dolinami a dokładniej na Pasmo Magurskie widoczne na zachodzie i Pasmo Łysej Góry po wschodniej stronie.
Łagodnym już tutaj grzbietem przebiegamy spokojnie około kilometrowy odcinek w kierunku północnym po czym pojawiają się pierwsze zarośla. Wkrótce mijamy niewielką kapliczkę umieszczoną na metalowej konstrukcji, stojącą między posadzonymi tu specjalnie świerkami. Wystawiono ją w czerwcu 1999 roku jako wotum wdzięczności za pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny. Tutaj, po prawej stronie mamy bardzo eksponowaną i porośniętą gęstym lasem, stromiznę opadającą w dolinę Wisłoki. To tajemnicze miejsce nazywa się Uroczysko Oborzysko. Więcej o obu Uroczyskach, kapliczce jak i o szlaku na Kamień nad Kątami pisałem w tej relacji .
Za kapliczką grzbietowa, polna droga zaczyna się obniżać. Obie jej strony porastają drzewa i różne krzewy, wśród których przeważają tarniny. Niepostrzeżenie wjeżdżamy w bukowy zagajnik gdzie droga bardzo się zwęża zmieniając się w niewysoki i stromy wąwóz. Nie da się tu bezpiecznie zjechać – zatrzymujemy się więc aby odpiąć narty i spokojnie zejść niżej. To już praktycznie koniec naszej narciarskiej wędrówki, bo po wyjściu z wąwozu pozostało nam już do głównej, asfaltowej drogi około 150 metrów. Nie ma więc sensu przypinać już nart tym bardziej, że ten króciutki odcinek wiejskiej drogi posypany jest piaskiem. Z nartami w rękach dochodzimy do drogi krajowej nr 992, przechodzimy przez most nad Wisłoką, za którym obok najbliższego sklepu czekają na nas samochody. Zadowoleni i bogaci w mnóstwo wrażeń z dzisiejszej przygody żegnamy się i odjeżdżamy – każdy w swoją stronę.
Na koniec przedstawiam trasę tej narciarskiej wędrówki:
Tekst i zdjęcia oraz opracowanie – Antoni Noga.
Ciekawe, jak to miejsce po ewentualnym zalaniu będą nazywali, kiedy już Myscowej nie będzie.
Bo to, że ludzie wtedy powiedzą „pięknie tu ” , to prawie pewien jestem.
Czemu pewien …bo żyłem w czasach gdy nie było jeszcze zalewu Czorsztyn, zalewu Mucharskiego i żyję teraz gdy jezioro czorsztyńskie i mucharskie cieszą oczy współczesnych.
Zostały oczywiście wspomnienia o tym co teraz pod wodą ale to już mało kogo obchodzi.
Trochu to smutne ale prawdziwe.
Do @paweł, z tymi płatnymi ekologami i lokalnymi przeciwnikami zmian w przyrodzie, to jest tak, że po czasie ich już nie ma! Nowe pokolenia przyjmują to co jest za swoje i tak jak piszesz ” ładnie tu” i koniec tematu. U nas w Rospudzie było podobnie. Do drzew się przykuwali bo gżełżółka bo trawka bo ch… wie co! I co? I nic. To samo jest z zalewami. Obecne prawo i obwarunkowania są tak restrykcyjne że na dziadostwo nie pozwalają. Jakoś w innych krajach ingerują w przyrodę i mało kto wyje z tego powodu, a my Polacy zachwycamy się tym co… Czytaj więcej »